wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 7

*Justin*
- Fajnie się z tobą rozmawia- powiedziała do mnie Jess kiedy zatrzymaliśmy się pod jej domem.
- Teraz dopilnuje, żebyśmy rozmawiali o wiele wiele częściej- uśmiechnąłem się do niej.
- Nie mam nic przeciwko- kołysała się na boki.
- Dobra już zmykaj do domu bo się przeziębisz- machnąłem głową. Troszczyłem się o nią.
- Dobra, tato- powiedziała żartobliwie i weszła do swojego domu. Wiedziałem, że to była jedna z najlepszych nocy w moim życiu. W końcu sobie z kimś porozmawiałem i co najważniejsze w końcu znalazłem osobę, z którą będę to mógł robić zawsze.
KILKA DNI POTEM
*Jess*
Każdy dzień był inny odkąd Justin pojawił się w moim życiu, fajnie było się z nim zaprzyjaźnić..znaczy jeszcze nie mogłam nazwać tego przyjaźnią, ale wiedziałam, że jest dla mnie kimś w tym rodzaju- przyjacielem.
Dzisiaj odebrałam swojego chłopaka z dworca autobusowego. Od razu zauważyłam, że był nie w humorze dlatego zaprosiłam go do siebie na herbatę, jednak nawet to nie pomogło..
- Co się dzieje?- oparłam rękę na jego kolanie siedząc na przeciwko niego- Powiedz mi natychmiast- nakazałam.
- Ty chyba powinnaś wiedzieć, co nie?- w końcu odezwał się do mnie słowem..odezwał? Odburknął.
- O co ci chodzi?- spytałam już trochę podbuzowana.
- Dobrze bawiłaś się na kiślowej nocy?- spytał z przekąsem.
- O to ci chodzi?- spytałam wywracając oczami- A tak w ogóle to skąd o tym wiesz?- obruszyłam się.
- Nie ważne!- krzyknął- Pytam dobrze się bawiłaś?!
- Po pierwsze to nie krzycz na mnie bo ci nic do cholery nie zrobiłam!- wstałam i zaczęłam na niego krzyczeć- A po drugie chyba mam prawo mieć przyjaciół co nie?
- Przyjaciół czy ty siebie słyszysz?- wstał i zmarszczył się- To jest szmaciarz, a ty nazywasz go przyjacielem?!
- Opanuj się Oliver- spoważniałam.
- Jesteś naiwna czy jaki chuj? Przecież on jest Z E R E M- przeliterował mi.
- Dość tego! Tak nie będziemy rozmawiać!- wrzasnęłam- Wyjdź stąd- powiedziałam spokojnie.
- Wyganiasz mnie?- spytał tępo.
- Żebyś wiedział- popatrzyłam na niego rozzłoszczona.
- Wyrzucasz mnie bo powiedziałem jaka jest prawda?- spytał mnie wrednie.
- Wyrzucam cię za to, że obrażasz mojego przyjaciela- wypchnęłam go za drzwi mojego pokoju i zamknęłam je opierając się o nie.
- Jess, weź się uspokój co ty mówisz?!- mówił zza drzwi.
- Wiesz gdzie jest wyjście główne czy mam ci pokazać do cholery!- odkrzyknęłam przez drzwi. Po tym nie słyszałam już nic..miałam nadzieje, że już poszedł. Kochałam Oliver, ale przecież go do cholery nie zdradziłam. Miała bym mu to zrobić z Justinem? Na prawdę?
Usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami. Jeszcze nigdy nie widziałam tak złego Olivera..niestety. Miałam to przed nim ukrywać? To nie jest żadna tajemnica.
Kiedy wiedziałam, że już na sto procent go nie ma w moim domu to szybko wykręciłam numer do Justin.
- Halo- odezwał się po dwóch sygnałach.
- Hej- powiedziałam nieśmiało- E.ee możesz się spotkać?- spytałam.
- No jasne, powiedz mi gdzie i o której.
- Może być u mnie?- spytałam- TERAZ- dodałam.
- Emm...no jasne już do ciebie idę- powiedział, a ja się rozłączyłam.
W takich momentach zadzwoniła bym do Brooke, ale Justin..to jednak był..Justin.
Miałam nadzieje, że do mnie trafi..co prawda już raz był pod moim domem. Wiadomo, że nie chciałam w ten sposób pozbyć się Olivera, żeby tylko spotkać się za jego plecami z Justinem, po prostu czułam do Justina zaufanie. Był na prawdę w porządku, a ja zauważyłam to dopiero na kiślowej nocy. Jednak jedyne czym się tak bardzo zawiodłam to zachowanie Olivera..wiedziałam, że w związku przewija się coś takiego jak zazdrość, ale nie sądziłam, że to rozwinie się u nas do takiego stopnia, że będę musiała wypychać go za drzwi. Sama już nie wiedziałam czy zareagowałam za ostro, czy moja reakcja była w pełni normalna i może to lepiej, że tego nie wiedziałam, bo nie chciałam teraz o tym myśleć.
  Dopiero po około 30 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Na całe szczęście byłam sama w domu. Byłam prawie pewna, że moja mama nie lubiła Justina. Co prawda nie mówiłam jej o nim dużo, ale moja mama sama dużo wie na jego temat. Można powiedzieć, że jest kimś w rodzaju "plotkary osiedlowej"- niestety nie mam na nią wpływu..
Zeszłam szybko na parter i podbiegłam do drzwi.
- No hej- powiedział Justin opierając się o futrynę drzwi. Od razu w twarz rzucił mi się smród alkoholu.
- No hej- odpowiedziała zniesmaczona.
- Co tam się stało?- spytał Justin wchodząc do mojego domu.
Odwróciłam się szybko. Byłam zła. Nienawidziłam jak pił. Dobrze o tym wiedział, ale chyba po prostu przestał mnie już słuchać.
- O co chodzi?- spytał zdziwiony siadając na kanapie.
Usiadłam obok niego- Czemu znowu to zrobiłeś?- spytałam poważnie patrząc mu w oczy. Co prawda Justin nie był nawalony, ale widać, że był wypity, ten widok u niego mnie zabijał.
- Jess..- potarł swoje włosy- Lubimy się i dlatego cię nie będę okłamywał- wydusił z siebie- Ja po prostu już taki jestem.
- Wiem, że nie musisz taki być- położyłam mu dłoń na plecach.
- Nie nic nie rozumiesz- wstał pocierając swoją twarz dłoniami, a ja popatrzyłam na niego uważnie. Wtedy przypomniało mi się, że kiedyś czytałam w takiej książce, że najlepiej taką osobę pocieszać, i nie krzyczeć za bardzo.
- Posłuchaj- wstałam- Wiem, że możesz czuć się teraz co najmniej dziwnie..- zaczęłam się denerwować i miętolić ręce, mimo wszystko stałam za nim i patrzyłam na jego plecy z nadzieją, że coś do niego dotrze- Ja nigdy tak nie miałam, ale wiesz..zawsze jakoś..starałam się..radzić sobie z problemami, a to jest chyba..twój probl..- Mój stres i miętolenie palców przerwał zaskakujący, nie spodziewany, ale zaraz przyjemny uścisk Justina. Objął mnie swoimi długimi rękami i przyciskał coraz mocniej..wydawało mi się, że tego potrzebował. Odruchowo zamknęłam oczy i odwzajemniłam jego uścisk.
- Dziękuje ci, że próbujesz słońce- powiedział zza moich pleców- Ale to nie jest problem- odsunął się ode mnie i popatrzył mi w oczy.
- To co to dla ciebie jest?- spytałam zdziwiona dalej patrząc mu w oczy.
- Coś w rodzaju oderwania się od tego całego gówna- powiedział odchodząc ode mnie- Wiesz kiedy zapalę sobie chociaż jednego papierosa, albo wypije sobie chociaż jedno piwo to czuję się wolny- rozłożył ręce, a ja cicho zachichotałam.
- Współczuje twojej przyszłej żonie- opuściłam mu ręce patrząc na niego.
- Nie będę miał żony- zapewnił- One tylko się o wszystko czepiają, albo czegoś chcą.
Spiorunowałam go wzrokiem- Wiesz, a może to lepiej. Jedna BARDZO zestresowana i wkurzona żona mniej- wystawiłam mu język.
- O ty!- zaśmiał się- Uważasz, że bym ją tylko zestresował i wkurzał?- uśmiechnął się szeroko i zbliżał się do mnie na co ja ciągle się śmiałam i cofałam.
- Uważam, że znudziła by się tym twoim piciem- zatrzymałam się kiedy poczułam, że weszłam w tył kanapy.
- Powiedziała ta, która zbiera lićcie do zielnika- zaśmiał się.
- Co ty masz z tym moim zielnikiem?!- wybuchnęłam śmiechem.
- A ty z moim piciem?- spytał uśmiechając się lekko.
- Jak chcesz to możemy o tym pogadać, ale odsuń się trochę bo mnie zgniatasz- powiedziałam kiedy poczułam, że Justin stoi już ZA blisko mnie.
- To nie rozmawiajmy o tym- powiedział szybko i zaczął mnie gilgotać.
- PRZESTAŃ!- dławiłam się krzykiem i śmiechem.. wiedział gdzie mam łaskotki.
KILKA GODZIN POTEM
Siedzieliśmy z Justinem w moim domu. Mojej mamy dalej nie było..pewnie zagadał się z jakąś fryzjerką czy coś.
Oglądaliśmy epokę lodowcową i o dziwo Justin świetnie się przy niej bawił.
- Przypomnisz mi po co po mnie dzwoniłaś?- zwrócił się do mnie nagle.
- A..- przypomniałam sobie.
- Czy to coś poważnego?- spytał poprawiając się.
- Wiesz..nie chcę psuć nam humorów ani nic.
- Jess..masz powiedzieć- nakazał opierając się na ręce.
- Nie Justin..-pokiwałam głową, ale on na to zamknął komputer.
- To jak? Powiesz mi w końcu?- spytał trzymając rękę na klapie.
- Ale to nic ważnego na prawdę- zapewniłam go.
- Jak tak mówisz to znaczy, że to musi być coś cholernie ważnego.
Na prawdę dobrze mnie przejrzał, ale ja nie chciałam zawracać mu głowy swoimi problemami..owszem na początek właśnie po to go tu ściągnęłam, ale teraz widzę, że wcale nie potrzebnie zadzwoniłam do niego z jakimiś problemami. Dobrze bawiliśmy się kiedy w końcu o nich zapomniałam..nawet przestały się dla mnie robić ciężkie.
- Posłuchaj Justin- poprawiłam się siadając na przeciwko niego- Moje problemy są totalnie błache..- zaczęłam zmyślać, bo moja mina mówiła coś innego- Wiesz..- popatrzyłam na książkę, a potem na Justina, znowu na książkę i na Justina- Bo mi się..mi się spaliły notatki!- wykrzyknęłam szybko zadowolona ze swojego obrotu sytuacji. Gdybym ciągle mówiła "Justin to nic takiego" to Justin mówił by "Wiem, że to jest ważne" i tak cały czas...
- Co?- spytałam banalnie- Wołałaś mnie po to bo spaliły ci się notatki?- zaśmiał się.
- A co to nie jest wystarczający powód by przyjść i mnie pocieszać?- spytałam obrażona.
- Wiesz..notatki..to..- jąkał się.
- To co?- spytałam nagle. Justin popatrzył na mnie z bezradności.
- To bardzo dobry powód..- powiedział ostatecznie, a ja popatrzyłam na niego, a po chwili wybuchnęłam śmiechem.
- To urocze jak próbujesz ściemniać, żebym nie była zła- klepnęłam go po ramieniu dalej się śmiejąc.
- Wiesz, wystraszyłem się. Myślałem, że to coś..no wiesz..a ty jesteś..- wstał wymachując łapami- Słyszałaś kiedyś powiedzenie "cicha woda"?- spytał kiedy się uspokoił.
Pokiwałam głową- Kocham frazale.
- Kochasz dziwne rzeczy- stwierdził.
- Gdybym kochała dziwne rzeczy to teraz miałabym na ścianie twoje zdjęcia oprawione w serduszka- pacnęłam go po nosie, a on zaniemówił.
- Zbierałabyś mnie do zielnika zamiast liści?- spytał poruszając brwiami.
- Słuchaj- położyłam mu rękę na klatce piersiowej..niezwykle umięśnionej klatce piersiowej, aż się zdziwiłam i zawstydziłam równocześnie- Nie podzielisz mnie i zielnika, rozumiesz?
- Próbowałem to zrozumieć, ale tego chyba nie rozumie nikt- powiedział skrzywiony.
Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się przymusowo.

*Justin*
Byłem w drodze do domu. Spędziłem z Jess na prawdę miły dzień...o boże czy ja siebie słyszę?!
"Spędziłem sobie z Jess miły dzień", graliśmy w szachy, piliśmy herbatkę i śmialiśmy się z dowcipów na końcu gazety, a na koniec pokazała mi swoją cudowną kolekcje liści..
Zacząłem martwić się o swoje życie i o to co z nim robię. Jess jest bardzo..spokojna i nie lubi tego co ja i na odwrót. Ja jestem osobą spontaniczną, ona musi wszystko mieć zaplanowane, ja kocham się bawić, a dla niej zabawa to robienie notatek z chemii. Bardzo się różnimy i nie da się tego ukryć, ale już od kilku dni mam w głowie "plan doskonały", żeby trochę rozruszać Jess, w tym pomóc musi mi tylko nie kto inny jak jej przyjaciółka.
Usiadłem na pierwszej lepszej ławce i wyjąłem telefon włączając w nim internet. Chciałem wyszukać ją po znajomych Jess, ponieważ sam nie wiedziałem jak ma na nazwisko. Wiedziałem, że ma na imię Bonnie.
Szukałem, ale bez skutku, nigdzie jej nie było, a wtedy zacząłem przeglądać forum szkoły. Tam przecież musiała być.
Leciałem po klasach, nie miałem z nią żadnej lekcji, ale z tego co wiem to Zack ma z nią Biologię.
Wszedłem na grupę Biologiczną. Siódmy na liście był Zack, ale tutaj dalej nie było żadnej Bonnie! Ugh.
Na liście były tylko dwie dziewczyny, których imię zaczynało się na literę B. To była oczywiście Bridget i jakaś Brooke. Popatrzyłem na ekran, a potem wytężyłem swój rozum..
- Ale jesteś głupi- szepnąłem pod nosem. Okazało się, że nawet tego nie wiedziałem. Przyjaciółka Jess nazywa się Brooke.
Od razu wpisałem jej dane w wyszukiwanie osób na portalu i okazuje się, że wystarczyło wpisać Broo i już wyskoczyła mi na drugim miejscu.
Włączyłem kopertkę i zacząłem pisać "Hej! Jesteś przyjaciółką Jess jak się nie mylę. Wiesz długo ją znasz, a ja dopiero ją poznaję" Nie chciałem napisać prosto z mostu "twoja przyjaciółka jest nudna" Tylko chciałem to załatwić lekko.
"Wiem, że za niedługo jest mega impreza, może byś przyszła i zabrała ze sobą Jess?"
Brooke odpisała mi po kilku minutach.
"Skoro znasz Jess to wiesz, że nie lubi imprez, prawda? :("
"No wiem, że nie lubi, ale przyda ją się troszkę rozweselić, w końcu spaliły jej się notatki :("
"Haha, faktycznie to jest dramat"
Uśmiechnąłem się pod nosem.
"To jak? Wpadniecie. Impreza jest w tą sobotę o 20"
"Zobaczę co da się zrobić ;)"
Już nic nie odpisałem. Wiedziałem, że nikt nie przekona Jess do imprezy bardziej niż jej przyjaciółka..a przynajmniej tak mi się wydaje.
KILKA DNI POTEM
Cholera jasna! Jak zwykle zaspałem, a obiecałem babce od Fizyki, że poprawię test.
- Trudno-westchnąłem kładąc się z powrotem do łóżka. Może dzisiaj uda nie mi się nie pójść do szkoły.
  Niestety myliłem się i to bardzo, po 15 minutach do pokoju weszła moja mama.
- Justin!- wrzasnęła jak opętana, a ja szybko nakryłem głowę poduszką- Justin wstawaj- powiedziała łagodniej siadając obok mnie.
- Mamo daj spokój- mówiłem do poduszki.
- Wstawaj Justin, wstawaj- poklepała mnie po tyłku.
- Mamo..
- Wstawaj, robaczku mój najukochańszy, zrobiłam ci śniadanko, zaraz cię odwiozę do szkoły- głaskała mnie po głowie.
- Mamo, co ty robisz?- spytałem zdziwiony. Przecież moja mama się tak nie zachowuje.
- Budzę mojego synka- powiedziała cicho, a ja na to lekko się uśmiechnąłem.
- To fajnie i w ogóle.., ale wiesz chce mi się spać- położyłem się znowu, odwracając się tyłem do niej.
- Nie ma spania- złapała mnie za ramiona i zaczęła mną trząść- Wstawaj!
- Mamo!
- Nie mamo tylko wstawaj- nakazała mi łagodnie i wyszła z pokoju.
Nie wiedziałem co się właśnie stało, ale było to całkiem przyjemne. Moja mama odkąd zacząłem pić ciągle się na mnie darła i darła, a teraz mile mnie zaskoczyła.
Wstałem w końcu i poszedłem do toalety się trochę ogarnąć i ubrać. Nie zajęło mi to długo, ponieważ jestem szybki i nie guzdram się jak dziewczyny.
Zszedłem na dół i poczułem wspaniały zapach naleśników.
- Ale pięknie pachnie!- powiedziałem wdychając zapach. Naleśniki zawsze mnie uszczęśliwiały, ale wtedy byłem bardzo NIEuszczęśliwiony, kiedy zobaczyłem w kuchni jakąś drugą kobietę.
- Dzień dobry- powiedziała do mnie.
- Dzień dobry- odpowiedziałem zdziwiony.
- Mamo kto to jest?- spytałem jakby nigdy nic, ale mimo wszystko byłem bardzo ciekawy.
Moja mama wcale nie musiała odpowiadać mi na moje pytanie, bo kiedy zobaczyłem wszystkie te teczki, karteczki, karteluszki to od razu zdałem sobie sprawę dlaczego moja mama była dla mnie taka miła.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś..- powiedziałem zawiedziony.
- Justin musiałam- powiedziała spuszczając głowę.
Pokiwałem swoją na boki- A myślałem, że w końcu byłaś dla mnie normalną matką- prychnąłem i wyszedłem z kuchni, po chwili również wyszedłem z domu.
Moja mama była nie obliczalna, owszem, ale nie sądziłem, że jednak posunie się do tego, żeby wezwać jakąś babkę od uzależnień, która w rezultacie zabrała by mnie na odwyk. Na prawdę poczułem szczęście kiedy okazała mi rano swoją miłość, ale zrobiła to tylko po to, żebym nie był zbytnio zły, kiedy się dowiem co knuje. Myliła się bo jesteś WŚCIEKŁY!
*Jess*
- Brooke, po co zadajesz mi te wszystkie pytania?- spytałam podejrzliwie wkładając książki do szafki po zakończeniu już dwóch lekcji.
- No jak to po co? Chcę jakoś wiesz ciebie..no wiesz- kiwała zadowolona głową.
- Nie wiem- odpowiedziałam szybko patrząc na nią, a ona wywróciła oczami i westchnęła.
- Posłuchaj, chciałam to zrobić jakoś dyskretnie przez te całe dwie lekcje, ale jednak do ciebie nic nie dociera- oburzyła się- Zadam to pytanie prosto z mostu- wzięła oddech i spięła się- Co robisz w sobotę?- spytała nagle zestresowana, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- I co było to straszne pytanie? Faktycznie aż przeszły mnie ciarki- zamknęłam szafkę i dopowiedziałam ironicznie.
- Odpowiedź- nakazała blokując mi ręką przejście.
- Brooke jest dopiero czwartek, skąd mam wiedzieć co będę robić w sobotę, wszystko może się wydarzyć- powiedziałam banalnie odchodząc a Brooke poszła za mną.
- No tak zapomniałam, że ty masz tak napięty grafik- zaśmiała się wymachując łapami, a ja spiorunowałam ją wzrokiem- Sorki- dodała.
- Chodzi mi o to, że zawsze może mi coś wypaść- wytłumaczyłam. Bo prawda była taka, że co niby taka osoba jak ja może robić w weekend?
- Ale wstępnie, masz jakieś plany?- spytała.
- Wstępnie to wychodzi na to, że nie.
- To może wiesz..no wiesz- zrobiła minę głupka.
- Brooke znowu to samo?- westchnęłam- SKĄD MAM WIEDZIEĆ?
- Idziesz ze mną na imprezę w sobotę o 20:00?- spytała nagle.
- CO?!- wrzasnęłam na cały korytarz i szybko zachichotałam gdy zauważyłam, że wszyscy na mnie patrzą- Na jaką do cholery imprezę?- szepnęłam do Brooke odchodząc z nią na bok.
- No normalną, taką gdzie się tańczy i pije..
- Wiem co to impreza.
- Dawaj będzie fajnie- nakłaniała mnie.
- Zawsze mówisz, że będzie fajnie, a zawsze to źle się kończy.
- Wcale, że nie-e- chciała się wybronić.
- Dwa lata temu powiedziałaś, że będzie fajnie jak przygarniemy chomiki od twoje sąsiada, po dwóch godzinach wszystkie nam pouciekały i powłaziły we wszystkie zakamarki mojego domu i dzwoniłyśmy po ludzi, żeby ich nam szukali. Po całym tym zamieszaniu powiedziałaś, że ty i tak się dobrze bawiłaś. Tylko, że to ja musiałam za to wszystko płacić i wymieniać pogryzione kable- zmarszczyłam oczy.
- To było dawno temu- powiedziała obejmując mnie- Teraz na prawdę będzie fajnie- zapewniła mnie.
- Zastanowię się nad tym- powiedziałam jej i odeszłam, ale Brooke nie wyglądała na taką, która miała by mi dać spokój, wręcz przeciwnie, wyglądała na taką, która była by mnie w stanie porwać na tą imprezę.
- Za dużo myślisz wiesz? Weź trochę się rozluźnij.
- Rozluźniać to ja się mogę w słonej wodzie o zapachu ogórka, a nie imprezie gdzie będzie mnóstwo wymiocin- przeraziłam się na samą myśl.
- Masz to przemyśleć do następnej przerwy- nakazała mi oddalając się do swojej sali.
- Może..- powiedziałam pod nosem.
Nie wiedziała, że odwołali mi ostatnią lekcję i już mnie po swoich zajęciach nie znajdzie w szkole, ale szczerze to zastanawiałam się nad tym. Już raz byłam na imprezie i nie skończyło się to dobrze, bo przecież imprezy NIGDY nie kończą się dobrze.
Szłam korytarzem prosto na Hiszpański, ale po drodze zatrzymał mnie Oliver. Mijaliśmy się na korytarzy chyba z trzy dni. Ja postanowiłam, że pierwsza się nie odezwę, więc to chyba on zebrał się na odwagę.
- Możesz na słówko?- spytał ciągnąc mnie za ramię.
- Ała!- złapałam się za ramię kiedy mnie puścił.
- Przepraszam- powiedział zmartwiony- Wiesz dużo myślałem ostatnio..
- No i co wymyśliłeś?- spytałam banalnie.
- Że jestem strasznym chłopakiem i nie powinienem ci wtedy tak dogadać..ufam ci- uśmiechnął się do mnie.
- Wtedy zrobiłeś mi wielką awanturę, a teraz co?
- Jess- złapał mnie za dłonie- Wiesz, że jesteś dla mnie ważna. Nie chcę cię stracić przez jakieś moje fochy i sceny zazdrości.
Popatrzyłam na niego. Serce mi zmiękło od razu kiedy zobaczyłam jego minę.
- Wiesz, że mi też na tobie zależy?- spytałam go i przytuliłam go do siebie- Też cię przepraszam- mówiłam zza pleców- Ale jeszcze raz odstawisz taką scenę to inaczej pogadamy- zagroziłam mu jak się od niego odsunęłam.
- Możesz być pewna, że to się nie powtórzy- przyłożył dłoń do czoła i zachichotał. Ja przygryzłam dolną wargę i chwyciłam go za dłoń, kierując nas pod salę od J. hiszpańskiego.
   - To co dzisiaj u mnie?- upewnił się Oliver. Na lekcji umówiliśmy się, że dzisiaj przyjdę do niego bo ma dla mnie jakąś niespodziankę, aż się nie mogę doczekać, bo Oliver umie zaskakiwać.
- Okej będę na 19:00- pomachałam mu. Oliver miał dzisiaj jakieś zajęcia pozalekcyjne i musiał zostać jeszcze w szkole, za to ja miałam już wolne i szczęśliwa  pokierowałam się w stronę wyjścia. Co do tej sprawy z Bridget, to już mogłam odetchnąć, bo dali mi święty spokój. Dlatego spokojnie zeszłam sobie po schodach i wyszłam ze szkoły.
Nałożyłam słuchawki i włączyłam playlistę, na której były piosenki mojego ulubionego zespołu. Uwielbiałam sobie tak iść i słuchać tylko i wyłącznie muzyki, oglądając sobie jakieś drzewa i schylając się po liście. Dzisiaj również sobie tego nie odmówiłam.
- Ale piękny- schyliłam się po mieniący się na złoto liść- Idealny- zdjęłam jedną słuchawkę i wyjęłam z plecaka jakąkolwiek książkę by włożyć tam liść. Wyjęłam książkę od chemii.
- Niewiarygodne, że ty na serio to robisz- skomentował Justin.
- Co ty tu robisz?- spytałam przestraszona.
- Zauważyłem, że jakaś dziewczyna gada do liścia, wiedziałem,że to możesz być tylko TY- pokazał na mnie i zaśmiał się.
- HA HA HA- powiedziała ironicznie.
- Oj, nie obrażaj się- podszedł do mnie i mnie objął.
- Dziwne, że nie wstydzisz się publicznie przytulać takiej nudziary- popatrzyłam na niego.
- Dziwne, że ty nie wstydzisz się zbierać liści w miejscu publiczny- wybuchnął śmiechem, ale szybko mu się odpłaciłam. Kopnęłam go w kostkę, a co?
- Przepraszam, ale strasznie mnie denerwujesz- popatrzyłam na Justina, który trzymał się za nogę.
- Kobieto masz większą siłę, niż ja..
- NIE KOŃCZ!- wystawiłam ręce przed siebie, a Justin się zaśmiał.
- Nie to chciałem powiedzieć zboczuszku- podszedł do mnie i szepnął.
Zawstydziłam się- A dziwne, bo ty mówisz tylko o tym- zauważyłam, chociaż to nie była prawda. Justin nie mówił o tym tak często. Czasem mu się coś tam przewinęło..
- To co idziesz ze mną na kawę czy wolisz iść z liściem?- spytał rozbawiony.
- Odpowiedź jest prosta- popatrzyłam na liścia i poszłam przed siebie, zostawiając Justina w lekkim osłupieniu.
   - Jeśli chcesz, żebym traktowała cię poważnie to nie śmiej się ze mnie ciągle- wzięłam łyka kawy i zrobiłam krok do przodu.
- Przepraszam, ale muszę ci to powiedzieć. Jesteś śmieszna- zaśmiał się.
- Fajnie i w ogóle, ale wiesz..opanuj się- podniosłam głowę i popatrzyłam na niego.
- Dobrze- powiedział przesłodzenie i objął mnie.
- Ale Justin ja mówię na..
- Dobrze
- Ale posłu..
- Dobrze.
- Nie wytrzymam z tobą kiedyś- zatrzymaliśmy się na przystanku siadając na ławeczce.
- Dziwie się, że jeszcze ze mną wytrzymujesz.
- Jakoś daje radę, dzięki- uśmiechnęłam się ironicznie.
Justin przypatrywał mi się uważnie,a ja przez to poczułam się trochę zakłopotana.
- I co znalazłeś to czego szukasz?- spytałam w końcu, a Justin jakby ocknął się z głębokiego snu.
- Przepraszam..ja..- próbował się wytłumaczyć- Masz śliczne oczy.
Poczułam, że się rumienię. Nigdy mi nikt tego nie powiedział.
- Dziękuję- powiedziałam cicho.
- Wiesz, w ogóle to jesteś jakaś wyjątkowa- powiedział patrząc przed siebie- Jakby taki anioł w ciele człowieka- wziął łyka kawy- I mogę ci zaufać i czuję się przy tobie jakbym był kimś innym, wpływasz na mnie pozytywnie i błogo. Jak zioło, rozumiesz? Jedno spotkanie, a ja już czuję się jak na haju.
- Jak to ma być wyznanie miłosne to mało mnie przekonuje- powiedziałam lekko skrzywiona.
- Nie..nie, przecież jesteśmy przyjaciółmi- popatrzył na mnie i na prawdę szczerze się uśmiechnął. Ja również się uśmiechnęłam.
- Jesteś fajnym przyjacielem, wiesz?- spytałam uderzając go w ramię. Justin nic nie odpowiedział tylko przyciągnął mnie od siebie co sprawiło, że położyłam mu głowę na ramieniu.

*Justin*
Odprowadziłem Jess do domu, podobno ma jakieś ważne spotkanie ze swoim chłopakiem. Ja jako singiel oczywiście wszystko rozumiem. Byłem przekonany, że resztę dnia spędzę w domu, albo w jakimś klubie. Nie mogłem oczywiście przesadzać, bo za dwa dni idę na mega imprezę. O właśnie!
Wyjąłem telefon, bo przypomniałem sobie o tej imprezie, od razu napisałem do Brooke.
"I co? Przyjdzie?"
"Powiedziała, że się zastanowi. Także nic nie obiecuję"- odpisała po chwili.
Powiedziała, że się zastanowi, hm. Mam nadzieję, że jednak przyjdzie. Fajnie było by zobaczyć ja taką wyluzowaną i wolną, jak ptak, oczywiście pilnowałbym jej by za bardzo nie ODLECIAŁA. To się zdarza zwłaszcza początkującym imprezowiczom. Potem wszystko przychodzi łatwo, a ona mogłaby mieć szansę na rozwijanie się w tym temacie, bo przecież ma takiego przyjaciela jak ja. A kto zna się na imprezach lepiej od Justina? Nikt.
-----------------------------------
Kolejny!
Mam nadzieje, że się spodoba :)
Piszcie w komentarzach!








2 komentarze:

  1. http://people-change-jb.blogspot.com/
    Staję znów w tym samym miejscu. Słyszę znów tą samą głośną muzykę, która znów dudni w moim ciele. Znów oddycham głęboko przez lekko otwarte usta. Znów robię to, co zwykle robię.
    Tym razem… tylko dla niego.
    Zapraszam do siebie i przepraszam za spam :)

    OdpowiedzUsuń