niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 6

*Jess*
Rano obudził mnie okropny smród..był nie do wytrzymania. Pociągnęłam nosem kilka razy.
- O NIE!- zorientowałam się co jest przyczyną. Zapomniałam,że nie możną zostawiać azotu w probówce, a ja zrobiłam tak dzień wcześniej- O nie nie nie- zerwałam się szybko zakładając rękawiczki i okulary. Musiałam usunąć obrzydliwy smród i osad azotowy z moich wszystkich notatek- Nosz kurczę- podniosłam je zrezygnowana. Z moich notatek nie zostało nic tylko zwęglony papier..załamałam się- Nienawidzę tego azotu!- krzyknęłam i wyrzuciłam probówkę do śmietnika, który musiałam szybko potem opróżnić.
- Kochanie co tam krzyczysz?- spytała zaniepokojona mama uchylając drzwi- I co tu tak śmierdzi?- skrzywiła się.
- Mój azot- powiedział smutna i opadłam na łóżko- Spalił mi moje notatki.
- A mówiłam, żebyś nie bawił się tym w domu? Mogło ci się coś stać- zaczęła swoje pouczenie..chyba tak jak każda mama.
- No tak mówiłaś, ale zapomniałam o jednym elemencie, każdemu się zdarza- zauważyłam.
- Otwórz to okno- podeszła do okna i sama je otworzyła- Musi się tu wietrzyć.
- Idę do toalety- machnęłam zrezygnowana ręką.
Nie mogłam uwierzyć w to, że moje cało roczne notatki uległy zwykłemu zwęgleniu, przez moją głupotę..myślałam, że wszystko robię dobrze i, że wszystko mi wyjdzie, tym czasem wyszło jak zwykle.
  Musiałam się jeszcze umalować i uczesać, a byłam tak roztrzęsiona, że nie umiałam tego zrobić..trudno świat się nie zawali jak raz mnie wszyscy zobaczą taką jak natura chciała.
Wyszłam z łazienki podeszłam do szafy, jeszcze raz spoglądając na notatki. Myślałam, że się zaraz popłaczę..Były dla mnie jak setka dzieci i tak po prostu je zwęgliłam..żadna matka by tego nie przeżyła.
  Wyjęłam z szafy jakiś sweter i jeansy ubrałam się w to szybko i chwyciłam plecak.
- Kochanie zjedz coś- powiedziała mama kiedy zeszłam na dół.
- Nie mam nastroju- spuściłam głowę- Zjem coś w szkole- powiedziała i pokierowałam się w stronę drzwi, tam ubrałam buty i wyszłam z domu.
***
Może byłam głupia, że przejmowałam się jakimiś spalonymi notatkami..BA dużo osób by tak pomyślało, ale to na prawdę zadało mi dużo bólu.
Weszłam do szkoły jakby nigdy nic, ale coś tego dnia różniło się bardzo od innych..ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę od razu zorientowałam się o co może chodzić. O nią. No, ale to wcale nie ja rzuciłam się na Bridget. Nawet ta suka znalazła się w gronie tych osób, ale nie odezwała się ani słowem.
- Co tam mała? Jak oko?!- naśmiewał się ze mnie jakiś chłopak. Kojarzyłam go tylko z plotek, ponoć był strasznie fałszywy i nie zdał dwa razy i jeśli mam być szczera, to było to widać.
Wiedziałam, że jak zwrócę uwagę na jego docinki to oznaczało by, że jestem podatna na złą aurę panującą w tej szkole.
- O hej Jess, mam nadzieje, że dzisiaj nikogo nie pobijesz- zaśmiał się jakiś typek..nawet go nie znałam.
Wszyscy nachylali się nade mną i śmiali się w niebo głosy, a tym czasem ja nie wiedziałam co jest w tym śmiesznego i czemu nikt nie śmieje się z Bridget, przecież ona też brała udział w tej bójce.
- No odpowiedź nam jakąś swoją historie- powiedział do mnie jeden z ludzi w tłumie naśmiewając się. Spuściłam głowę i najchętniej to chciałabym się rozpuścić, ale to nie było możliwe..
- Ja ci opowiem twoją- usłyszałam znajomy głos za swoimi plecami- Tak wkurwiłeś jednego Justina, że aż ci przyłożył w ryj- no tak..to mógł być tylko Justin. Na te słowa lekko się uśmiechnęłam.
- Ooo widzę, że masz obrońce, żałosne- szepnął do mnie wrednie jeden z chłopaków.Miałam ochotę go uderzyć, ale nie byłam w stanie tego zrobić..nie chciałam znowu się narażać.
- Żałosny to jest twój ryj- poczułam, że Justin dotyka mnie po ramieniu i mówi coś do tego chłopaka- Już koniec tego podśmiechiwania bo to nie komedia- jego głos przybrał przeraźliwy ton- Do widzenia.
- Nie ciskaj się- rzucił do niego bezczelnie ten sam chłopak.
- Co ty powiedziałeś?- od razu do niego wystrzelił, ale ja szybko go chwyciłam.
- Dobra, nic- podniósł ręce w geście obronnym. Zgrywał twardziela, ale w jego szybkim spojrzeniu mogłam dostrzec, że przestraszył się Justina.
Kiedy już wszyscy się rozeszli i zostało na prawdę mało osób, które spoglądały na nas, Justin zwrócił się do mnie.
- Wszystko w porządku?- lekko się uśmiechnął. Nie odzywałam się, uśmiechałam się tępo i patrzyłam w jego czekoladowe oczy..byłam pod wrażeniem jego gestu i byłam mu wdzięczna. Już drugi raz ratuje mi dupę- Jess..
- Co?!- ocknęłam się- A tak, tak wszystko okej- zgniatałam sobie dłonie- Dzięki jeszcze raz- uśmiechnęłam się lekko- Jak mogę ci się odwdzięczyć?- spytałam od razu. Zawsze się trzeba jakoś odwdzięczać.
- Twój uśmiech mi wystarczy mała- puścił mi oczko i zaczął się oddalać, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu..może faktycznie myliłam się co do Justina.
***
Oczywiście ten dzień nie minął miło..od rana, aż do momentu skończenia lekcji musiałam wysłuchiwać cichych śmiechów i wrednych docinek skierowanych do mnie. Brooke starała się coś im powiedzieć, ale zaczęli obrażać ją tak samo jak mnie. Na prawdę nie wiedziałam czy młodzież jest taka bezczelna czy po prostu im się nudzi..
Brooke musiała zostać dzisiaj dłużej w szkole, sama tego nie planowała, ale pani zatrzymała ją w jakiejś ważnej sprawie. Trochę mnie to zmartwiło..pod dwoma względami 1) Musiałam sama wyjść ze szkoły, dalej wysłuchując nie miłych słów 2) Martwiłam się o to, co tak ważnego pani chciała powiedzieć Brooke.
Spuściłam głowę i chciałam nie zauważona przejść przez korytarz, na szczęście wszystko poszło po mojej myśli kiedy nagle przy wejściu zauważyłam tą całą Bridget.
- Gdzie tak uciekasz kochanie?- spytała przesłodzony głosem- No i gdzie twój obrońca?
- Przestań- wysyczałam przez zęby.
- Nie- powiedziała poważnie- Nie przestanę.
- Wiesz co Bridget?- uniosłam się- Jesteś bezduszną, bezlitosną, pustą i fałszywą szmatą!- wykrzyknęłam, aż sama się przestraszyłam. Bridget i ta cała jej ekipa popatrzyli na mnie uważnie, a ja popatrzyłam na nich. Wtedy dostrzegłam, że zaczęli podśmiechiwać, ale nie ze mnie..tylko z niej.
- Zamknij się- podeszła do mnie i warknęła.
- To mnie zostaw w końcu w spokoju- warknęłam i odeszłam od niej wychodząc ze szkoły. W sumie to byłam z siebie trochę dumna, ale też zawiodłam się na swoim słownictwie..coraz częściej przeklinam.
- O hej Jess!- krzyknął do mnie jakiś chłopak- Kupiłaś już rękawice?!- zażartował i zaczął się śmiać..no tak. Ludzie przed wejściem nie wiedzieli, że umiem się bronić bo nie widzieli jak "naskoczyłam" na Bridget.
- Nie martw się, w końcu im się znudzi- przestraszyłam się kiedy znikąd pojawił się Justin.
- Nie strasz mnie tak- powiedziałam wolno z wywalonymi na zewnątrz oczami.
- Przepraszam- Justin zaczął się śmiać- Nie wiedziałem, że jesteś taka strachliwa.
Popatrzyłam na Justin, który przybrał moje tempo chodu.
- Czemu jesteś dla mnie taki miły?- spytałam nagle- Przecież równie dobrze mógłbyś być jednym z tych żartownisiów- rzuciłam. Cała jego "ekipa" miała ze mnie niezłą polewkę, a on? Ciągle mnie bronił.
- Wiesz Jess..-zaczął- Mnie to nie bawi- uśmiechnął się lekko odwracając głowę w moją stronę co sprawiło, że na mojej twarzy również zagościł uśmiech- Wydaje mi się, że to zachowanie jest żałosne.
- Wiesz..przesadziłam wtedy z tą Bridget.
- Halo Jess- uniósł się- Tylko ty ją tam biłaś? Ona przecież dała ci niezły łomot- zauważył.
- Niby racja, ale wiesz..takie akcje nie są w moim stylu- pokiwałam głową.
- Nie ważne czy są w twoim stylu czy nie- stwierdził- Jeśli cię zdenerwowała to miałaś prawo tak zareagować. Jesteś tylko człowiekiem- schował ręce do kieszeni.
- Powiedzmy, że przekonałeś mnie do swojej wersji- popatrzyłam na niego ukradkiem.
- Wiesz umiem przekonywać ludzi- westchnął dumny- Umiem też wiele innych rzeczy-nachylił się i szepnął do mojego ucha, a kiedy na niego popatrzyłam, żeby spiorunować go wzrokiem on już się ode mnie oddalał. Najpierw chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co mogła bym..Stanęłam w miejscu i patrzyłam jak odchodzi..Przeszedł ze mną z jakieś 30 metrów. W sumie jeszcze 70 i jestem w domu.

*Justin*
- Słyszałem o twoim wielkodusznym czynie- powiedział zadowolony Zack przez telefon.
- No i z czego się cieszysz?- spytałem poważnie wywalając nogi na biurko, ruszając przy tym palcami.
- Nie no z niczego. Po prostu zachowałeś się bardzo ładnie- pochwalił mnie.
- Ja nie mam pięć lat, żebyś mnie tak pochwalał Zack- zauważyłem- Może jeszcze daj mi lizaka.
- Co ty jesteś taki wredny?!- uniósł się- Nic ci nie można powiedzieć do cholery.
- Najwidoczniej nie można, nara- odsunąłem telefon od ucha i szybkim ruchem wywaliłem Zacka z linii. Może i byłem dla niego nieco wredny, ale teraz ciągle biłem się z myślami..ciągle tak bronie tą Jess.., a kiedyś to z takiej laski miałbym polewkę jak inni. Coś się ze mną dzieje niedobrego i nie do końca wiem co.

KILKA DNI POTEM

*Jess*
O mój boże! To dzisiaj, tak tak tak tak tak..
-Tak, tak, tak- skakałam ze szczęścia stoją przed blatem kuchennym.
- Już okej?- spytała Brooke opierając rękę na moim ramieniu, a ja natychmiast się otrząsnęłam.
- A tak, tak- zamrugałam szybko.
Ja i Brooke napełniliśmy już 80 balonów jagodowym kisielem, zajęło nam to cholernie dużo czasu, ale na prawdę było warto.
- Nigdy nie widziałam tak dużo pustych opakowań po kisielu- Brooke otarła sobie czoło i westchnęła.
- Mega, co nie?!- złapałam ją za ramiona i zaczęłam skakać.
- Wow, jak na osobę, która kilka dni temu dowiedziała się, że jej chłopak nie pojawi się na wyjątkowej nocy o której zawsze marzyłaś to dobrze się trzymasz- zaśmiała się.
- Wiesz tam będzie mnóstwo ludzi- powiedziała rozmarzona, ale od razu wszystko mi się przypomniało i mina mi zrzedła- Mnóstwo ludzi, którzy mnie wyśmiewają i obrażają- zmartwiłam się- Brooke nie mogę tam iść.
Brooke popatrzyła na mnie zdenerwowana- Chyba jesteś nienormalna! Po pierwsze skoro nagle nie chcesz iść to na chuj wypełniałyśmy balony kisielem, a po drugie..- uspokoiła się- Musisz im w końcu pokazać, że te wyśmiewki cię nie ruszają, rozumiesz?- złapała mnie za ramiona i popatrzyła mi w oczy.
- Ale Brooke to prawda- powiedziałam cicho- Smucą mnie..
- Weź! Ja to wiem ty to wiesz, ale nikt inny wcale nie musi- potrząsnęła mną- Jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką znam..nie możesz się poddać! Słyszysz?!
Wiedziałam, że mówi prawdę, ale ja nie byłam taka jak ona i to nas różniło..
- Jesteś super bohaterką!
- Jestem super bohaterką- od razu podniosłam głowę. Kocham słowo super bohaterka.
- Tak trzymaj!- uśmiechnęła się szeroko- A teraz całe swoje szczęście przelej w ..kisiel- pokazała na niego.
- Jasne!
***
- Już za 20 minut się wszystko zaczyna nie mogę tego przegapić rozumiesz?!- wrzeszczałam na moja przyjaciółkę, która guzdrała się jak ja kiedy chodziłam na aerobik.
- Wiesz co? Ciężko się niesie 50 balonów z kisielem!
- Mam tyle samo i jakoś idę- zauważyłam.
- Bo ty masz motywacje- stęknęła- A ja nie.
- Obie mamy motywacje! Kisiel!
   Kiedy doszłyśmy na miejsce okazało się, że jest o wiele więcej ludzi niż mi się wydawało. Poczułam się jakby były normalne lekcje, a wszyscy uczniowie byli obecni.
- Wow!- rozglądnęłam się. Szkoła była ładnie wystrojona, na stołach stało mnóstwo kisielu i ciasteczek kisielowych.
Odłożyłam karton z balonami i szybko podbiegłam do dzbanka z kisielem- Ale on ślicznie pachnie- zauważyłam.
- Co nie- odezwał się jakiś głos nad moim uchem, a ja pisnęłam z przerażenia.
- Justin?- odwróciłam się.
- A kto inny księżniczko?- oparł się o stół.
- Myślałam, że to jednak mój chłopak- powiedziałam oschle i odeszłam.
Podeszłam do Brooke i chwyciłam ją za rękę ciągnąc ją do toalety na parterze.
- Co jest?- spytała zaniepokojona.
- Chroń mnie przed tym całym Bieberem, okej?- spytałam poważnie jak wpadłyśmy do łazienki.
- Jess czy ty zwariowałaś- opadły jej ręce- Ja nie mam wpływu na niego, jak chce z tobą gadać to czemu nie?
- Czemu nie?! Bo mam chłopaka.
- Ale przecież nikt ci nie każe z nim flirtować prawda? Czy to właśnie sugerujesz?- poruszała brwiami, popatrzyłam na nią zdziwiona. Jednak zna się na kimś jak popatrzy mu w oczy..
- Ugh- stęknęłam i wyszłam z toalety rozglądając się na boki. Nikogo nie było. Weszłam na korytarz główny, a w radiu usłyszałam komunikat "Gotowi na bitwę?! Zaczynamy za 5 minut, wygra najlepszy", aż przeszły mnie ciarki, zachichotałam pod nosem i podeszłam do swojej szafki, tam chciałam odłożyć swój sweter, chociaż i tak na pewno kisiel przeleci przez dziurki i zamoknie. Trudno lepiej żeby zamókł przez dziurki.
- Hej- podszedł do mnie Justin.
- Justin..-westchnęłam- Czego ty ode mnie chcesz?
- Nie mogę się z tobą przywitać?- spytał oburzony.
- Witałeś się dzisiaj ze mną cztery razy- zaśmiałam się chowając sweter do szafki.
- Lubię się witać.
Był na prawdę uroczy, ale też BARDZO wkurzający.
- To fajnie- zamknęłam szafkę i odeszłam od niego.
   Po kilku minutach usłyszałam gwizdek oznaczał on początek wojny. Skitrałam się za kolumną obok pokoju nauczycielskiego, niestety szybko mnie tam ktoś wytropił jak się potem okazało to znowu był Justin..
Od razu skorzystałam i uderzyłam go balonem uciekając zwinnie jak sarenka.
  Naparzaliśmy się balonami jak debile, na prawdę. Kiślowe noce są po prostu wspaniałe.
Była już 1:37 a mi się nie chciało spać.
"I I I KONIEC" ten komunikat miał zakończyć całą bitwę, trwała ona z 2 godziny. Zawsze znajdowałam dobre kryjówki. Mało osób nie brało w tym udziału, a jak ktoś nie chciał albo się poddawał to nie mógł znajdować się na polu bitwy.
Podeszła do nas pani od chemii.
- No pokażcie się kto jest najmniej ubrudzony?
Nie miałam co liczyć na wygraną, byłam umoczona od stóp do głów.
- Wygląda na to, że Bridget wygrywa!- powiedziała uciesznie wręczając jej pakę kisielu i jakiś medal.
Wywróciłam oczami, przecież ona nawet nie brała udziału od początku, ale co ja po tym incydencie mam do gadania..?
- Może nie wygrałaś, ale za to ślicznie pachniesz- Justin szepnął mi do ucha, a ja się zaśmiałam.
Coraz częściej zaczął do mnie podchodzić, co sprawiło, że coraz częściej miałam ochotę z nim gadać
- Ty też całkiem nieźle- zbliżyłam do niego nos- Malinowym?- spytałam podekscytowana.
- Tak, mój ulubionym- zaznaczył. To na prawdę mnie zdziwiło, ale mimo wszystko lekko się uśmiechnęłam.
- To tak samo jak mój- powiedziałam.
- Widzisz ile mamy ze sobą wspólnego?- popatrzył mi w oczy, a ja odruchowo popatrzyłam w jego oczy. Widziałam w nich to czego wcześniej przez swoją "barierę" do niego nie byłam w stanie zobaczyć. Miał w nich taką iskrę dobroci..zupełnie tak jak nie liczni "źli" ludzie.
- No widzisz- powiedziałam zapatrzona w jego oczy.
- Może chcesz kisielu?- spytał ciągle wpatrując się we mnie.
- Jasne- pokiwałam głową nie odrywając od niego wzroku. Justin odszedł mi po kisiel, ale szybko wrócił.
- Proszę malinowy- podał mi kisiel, a ja wzięłam go dotykając jego ręki. Zastygnęłam w takiej pozycji.
- Wow- powiedziałam cicho- Masz ciepłą rękę.
- Co?- zaśmiał się, a ja szybko ją zabrałam wyrywając mu kisiel.
- Dzięki za kisiel.
- Nie ma za co- powiedział cicho.
- Co?- spytałam przysuwając się do niego, na sali grała teraz głośna muzyka w ogóle go nie słyszałam.
- Nie ma za co- powiedział trochę głośniej mimo to ja dalej nie słyszałam.
- CO?!
- Może chodźmy na dwór- zaproponował.
- Co?!
Popatrzył na mnie zrezygnowany.
- Zgrywam się- klepnęłam go w ramię- Zatem chodźmy.
   Wyszliśmy z Justinem ze szkoły, dopiero wtedy poczułam, że moje uszy odpoczywają.
- A więc..- zaczęłam- Gdzie twój przyjaciel?- spytałam siadając na murku za szkołą, a Justin usiadł obok mnie..bardzo blisko.
- Wiesz..nie wiem- zaśmiał się.
- Jak to nie wiesz?- też się zaśmiałam, patrząc na niego.
- Pewnie siedzi gdzieś w kinie ze swoją laską czy coś, wiesz on się nie bawi w kisielu.
- Aha, czyli jak my się bawimy to jesteśmy dzieciuchami?- spytałam oburzona.
- Chyba ty- zaśmiał się.
- Wiesz co?- zgrywałam obrażoną.
- Oj weź- szturchnął mnie ramieniem- Lepiej mi powiedz gdzie twój lowelas?
- Wiesz..- zaczęłam lekko zgniatając kubeczek po kisielu- On ma chorą babcię i nie mógł tu przyjechać.
- To smutne- stwierdził.
- Wiem..to już nie chodzi o to, że planowaliśmy to od dawna..wydaje mi się, że..
- Że co?- spytał ciekawy.
- Nie wiem czy mogę ci to powiedzieć..- zwątpiłam.
- Dawaj czego się boisz?- spytał.
- Wiesz nie znamy się właściwie..- stwierdziłam patrząc na niego.
- Justin- wyciągnął do mnie rękę z lekkim uśmiechem.
- Jess- uścisnęłam ją podśmiechując.
- Miło mi cię poznać Jess, jeszcze cię tu nigdy nie widziałem.
- Mi również ciebie miło poznać Justin..nie widziałeś mnie tu bo ciągle imprezuje i nie chodzę do szkoły- Justin zaczął się śmiać i popatrzył na mnie.
- Wiesz to tez mogła być moja wina, ciągle chodzę zapatrzony w swój zielnik- Kiedy to powiedział wybuchnęłam śmiechem.
- Przestań nie łażę po szkole z zielnikiem- klepnęłam go.
- Jesteś taka walnięta jakbyś ciągle chodziła z czymś zielonym.
- Nie jestem tobą kochanie- powiedziałam to impulsywnie- Znaczy..eee- zestresowałam się. Popatrzyłam na Justina, on cieszył się jak debil.
- Ty to powiedziałaś- pokazał na mnie palcem.
- Nie mów nikomu- złapałam go za rękę, ale szybko się opamiętałam.
- Nie wygaduje "sekretów" dopiero poznanych ludzi.
Uśmiechnęłam się do niego- Wiesz co..jesteś w porządku.
- Ty też niczego sobie- szturchnął mnie ramieniem- No to teraz mi w końcu powiedz, co z tym chłopakiem.
- AA- przypomniałam sobie- Wiesz chodzi o to, że tak nie było tylko z tą kiślową nocą..on tak robi ciągle. Jak umawiamy się do mnie na film od tygodnia to on nagle niby ma mnóstwo na głowie. Jak mówiłam sobie, że przyjdzie do mnie i pojedziemy do mojej cioci to nagle wykręcił się tym, że przyjeżdża do niego młodsza kuzynka, teraz z tym kiślem..a co będzie z balem?- spytałam zaniepokojona. O dziwo zaufałam Justinowi, widziałam w nim oparcie..kto wie może wykręci się z tego jakiś kumpel.
- Wiesz..-zaczął- Jeśli mam być szczery to nie przyczepiał bym się tak tego chłopaka..może serio miał coś do załatwienia.

*Justin*
- Ale tak ciągle?- spytała bezradnie. Miałem ochotę ją pocieszyć..widziałem, że kocha tego swojego chłopaka. Wydawało mi się, że mogło mi na niej zależeć, ale jako na przyjaciółce..
- Może akurat.. a jeśli się to okaże nie prawdą to przyjdź do mnie, a ja mu przetrącę łeb.
Jess popatrzyła na mnie i lekko się uśmiechnęła- Jesteś kochany- spuściła głowę.
- Hej, hej, hej- podniosłem jej głowę- Nie będziesz mi się smuciła w tak fajną noc- objął mnie ramieniem, wiedziała w jakiej to robię intencji..dlatego nie odpychała mnie, a wręcz przeciwnie wtuliła się we mnie.
- Myliłam się co do ciebie- powiedziała nagle.
- A co o mnie myślałaś?- spytałem ciekawski. Chciałem wiedzieć, co ją tak powstrzymywało.
- Różne rzeczy..- westchnęłam- One okazały się nie prawdą, a przynajmniej mam taką nadzieje- podniosła głowę i popatrzyła na mnie.
- Nie wiem jakie to rzeczy, dlatego tez mam nadzieje- uśmiechnąłem się lekko. Jess nagle mnie przytuliła od razu to odwzajemniłem..czułem, że mogę ją obronić, że ona ,mogłaby być ze mną bezpieczna..
Nie żałowałem, że poszedłem na kiślową noc. Zyskałem o wiele więcej..niż na imprezie w klubie..w końcu poznałem jakąś kumpelę i wiem, że teraz będę dbał o nią bardziej niż ona o swój zielnik.
----------------------
Hejka tutaj kolejny rozdział.
Mam nadzieje, że się podoba.
Komentujcie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz