wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 7

*Justin*
- Fajnie się z tobą rozmawia- powiedziała do mnie Jess kiedy zatrzymaliśmy się pod jej domem.
- Teraz dopilnuje, żebyśmy rozmawiali o wiele wiele częściej- uśmiechnąłem się do niej.
- Nie mam nic przeciwko- kołysała się na boki.
- Dobra już zmykaj do domu bo się przeziębisz- machnąłem głową. Troszczyłem się o nią.
- Dobra, tato- powiedziała żartobliwie i weszła do swojego domu. Wiedziałem, że to była jedna z najlepszych nocy w moim życiu. W końcu sobie z kimś porozmawiałem i co najważniejsze w końcu znalazłem osobę, z którą będę to mógł robić zawsze.
KILKA DNI POTEM
*Jess*
Każdy dzień był inny odkąd Justin pojawił się w moim życiu, fajnie było się z nim zaprzyjaźnić..znaczy jeszcze nie mogłam nazwać tego przyjaźnią, ale wiedziałam, że jest dla mnie kimś w tym rodzaju- przyjacielem.
Dzisiaj odebrałam swojego chłopaka z dworca autobusowego. Od razu zauważyłam, że był nie w humorze dlatego zaprosiłam go do siebie na herbatę, jednak nawet to nie pomogło..
- Co się dzieje?- oparłam rękę na jego kolanie siedząc na przeciwko niego- Powiedz mi natychmiast- nakazałam.
- Ty chyba powinnaś wiedzieć, co nie?- w końcu odezwał się do mnie słowem..odezwał? Odburknął.
- O co ci chodzi?- spytałam już trochę podbuzowana.
- Dobrze bawiłaś się na kiślowej nocy?- spytał z przekąsem.
- O to ci chodzi?- spytałam wywracając oczami- A tak w ogóle to skąd o tym wiesz?- obruszyłam się.
- Nie ważne!- krzyknął- Pytam dobrze się bawiłaś?!
- Po pierwsze to nie krzycz na mnie bo ci nic do cholery nie zrobiłam!- wstałam i zaczęłam na niego krzyczeć- A po drugie chyba mam prawo mieć przyjaciół co nie?
- Przyjaciół czy ty siebie słyszysz?- wstał i zmarszczył się- To jest szmaciarz, a ty nazywasz go przyjacielem?!
- Opanuj się Oliver- spoważniałam.
- Jesteś naiwna czy jaki chuj? Przecież on jest Z E R E M- przeliterował mi.
- Dość tego! Tak nie będziemy rozmawiać!- wrzasnęłam- Wyjdź stąd- powiedziałam spokojnie.
- Wyganiasz mnie?- spytał tępo.
- Żebyś wiedział- popatrzyłam na niego rozzłoszczona.
- Wyrzucasz mnie bo powiedziałem jaka jest prawda?- spytał mnie wrednie.
- Wyrzucam cię za to, że obrażasz mojego przyjaciela- wypchnęłam go za drzwi mojego pokoju i zamknęłam je opierając się o nie.
- Jess, weź się uspokój co ty mówisz?!- mówił zza drzwi.
- Wiesz gdzie jest wyjście główne czy mam ci pokazać do cholery!- odkrzyknęłam przez drzwi. Po tym nie słyszałam już nic..miałam nadzieje, że już poszedł. Kochałam Oliver, ale przecież go do cholery nie zdradziłam. Miała bym mu to zrobić z Justinem? Na prawdę?
Usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami. Jeszcze nigdy nie widziałam tak złego Olivera..niestety. Miałam to przed nim ukrywać? To nie jest żadna tajemnica.
Kiedy wiedziałam, że już na sto procent go nie ma w moim domu to szybko wykręciłam numer do Justin.
- Halo- odezwał się po dwóch sygnałach.
- Hej- powiedziałam nieśmiało- E.ee możesz się spotkać?- spytałam.
- No jasne, powiedz mi gdzie i o której.
- Może być u mnie?- spytałam- TERAZ- dodałam.
- Emm...no jasne już do ciebie idę- powiedział, a ja się rozłączyłam.
W takich momentach zadzwoniła bym do Brooke, ale Justin..to jednak był..Justin.
Miałam nadzieje, że do mnie trafi..co prawda już raz był pod moim domem. Wiadomo, że nie chciałam w ten sposób pozbyć się Olivera, żeby tylko spotkać się za jego plecami z Justinem, po prostu czułam do Justina zaufanie. Był na prawdę w porządku, a ja zauważyłam to dopiero na kiślowej nocy. Jednak jedyne czym się tak bardzo zawiodłam to zachowanie Olivera..wiedziałam, że w związku przewija się coś takiego jak zazdrość, ale nie sądziłam, że to rozwinie się u nas do takiego stopnia, że będę musiała wypychać go za drzwi. Sama już nie wiedziałam czy zareagowałam za ostro, czy moja reakcja była w pełni normalna i może to lepiej, że tego nie wiedziałam, bo nie chciałam teraz o tym myśleć.
  Dopiero po około 30 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Na całe szczęście byłam sama w domu. Byłam prawie pewna, że moja mama nie lubiła Justina. Co prawda nie mówiłam jej o nim dużo, ale moja mama sama dużo wie na jego temat. Można powiedzieć, że jest kimś w rodzaju "plotkary osiedlowej"- niestety nie mam na nią wpływu..
Zeszłam szybko na parter i podbiegłam do drzwi.
- No hej- powiedział Justin opierając się o futrynę drzwi. Od razu w twarz rzucił mi się smród alkoholu.
- No hej- odpowiedziała zniesmaczona.
- Co tam się stało?- spytał Justin wchodząc do mojego domu.
Odwróciłam się szybko. Byłam zła. Nienawidziłam jak pił. Dobrze o tym wiedział, ale chyba po prostu przestał mnie już słuchać.
- O co chodzi?- spytał zdziwiony siadając na kanapie.
Usiadłam obok niego- Czemu znowu to zrobiłeś?- spytałam poważnie patrząc mu w oczy. Co prawda Justin nie był nawalony, ale widać, że był wypity, ten widok u niego mnie zabijał.
- Jess..- potarł swoje włosy- Lubimy się i dlatego cię nie będę okłamywał- wydusił z siebie- Ja po prostu już taki jestem.
- Wiem, że nie musisz taki być- położyłam mu dłoń na plecach.
- Nie nic nie rozumiesz- wstał pocierając swoją twarz dłoniami, a ja popatrzyłam na niego uważnie. Wtedy przypomniało mi się, że kiedyś czytałam w takiej książce, że najlepiej taką osobę pocieszać, i nie krzyczeć za bardzo.
- Posłuchaj- wstałam- Wiem, że możesz czuć się teraz co najmniej dziwnie..- zaczęłam się denerwować i miętolić ręce, mimo wszystko stałam za nim i patrzyłam na jego plecy z nadzieją, że coś do niego dotrze- Ja nigdy tak nie miałam, ale wiesz..zawsze jakoś..starałam się..radzić sobie z problemami, a to jest chyba..twój probl..- Mój stres i miętolenie palców przerwał zaskakujący, nie spodziewany, ale zaraz przyjemny uścisk Justina. Objął mnie swoimi długimi rękami i przyciskał coraz mocniej..wydawało mi się, że tego potrzebował. Odruchowo zamknęłam oczy i odwzajemniłam jego uścisk.
- Dziękuje ci, że próbujesz słońce- powiedział zza moich pleców- Ale to nie jest problem- odsunął się ode mnie i popatrzył mi w oczy.
- To co to dla ciebie jest?- spytałam zdziwiona dalej patrząc mu w oczy.
- Coś w rodzaju oderwania się od tego całego gówna- powiedział odchodząc ode mnie- Wiesz kiedy zapalę sobie chociaż jednego papierosa, albo wypije sobie chociaż jedno piwo to czuję się wolny- rozłożył ręce, a ja cicho zachichotałam.
- Współczuje twojej przyszłej żonie- opuściłam mu ręce patrząc na niego.
- Nie będę miał żony- zapewnił- One tylko się o wszystko czepiają, albo czegoś chcą.
Spiorunowałam go wzrokiem- Wiesz, a może to lepiej. Jedna BARDZO zestresowana i wkurzona żona mniej- wystawiłam mu język.
- O ty!- zaśmiał się- Uważasz, że bym ją tylko zestresował i wkurzał?- uśmiechnął się szeroko i zbliżał się do mnie na co ja ciągle się śmiałam i cofałam.
- Uważam, że znudziła by się tym twoim piciem- zatrzymałam się kiedy poczułam, że weszłam w tył kanapy.
- Powiedziała ta, która zbiera lićcie do zielnika- zaśmiał się.
- Co ty masz z tym moim zielnikiem?!- wybuchnęłam śmiechem.
- A ty z moim piciem?- spytał uśmiechając się lekko.
- Jak chcesz to możemy o tym pogadać, ale odsuń się trochę bo mnie zgniatasz- powiedziałam kiedy poczułam, że Justin stoi już ZA blisko mnie.
- To nie rozmawiajmy o tym- powiedział szybko i zaczął mnie gilgotać.
- PRZESTAŃ!- dławiłam się krzykiem i śmiechem.. wiedział gdzie mam łaskotki.
KILKA GODZIN POTEM
Siedzieliśmy z Justinem w moim domu. Mojej mamy dalej nie było..pewnie zagadał się z jakąś fryzjerką czy coś.
Oglądaliśmy epokę lodowcową i o dziwo Justin świetnie się przy niej bawił.
- Przypomnisz mi po co po mnie dzwoniłaś?- zwrócił się do mnie nagle.
- A..- przypomniałam sobie.
- Czy to coś poważnego?- spytał poprawiając się.
- Wiesz..nie chcę psuć nam humorów ani nic.
- Jess..masz powiedzieć- nakazał opierając się na ręce.
- Nie Justin..-pokiwałam głową, ale on na to zamknął komputer.
- To jak? Powiesz mi w końcu?- spytał trzymając rękę na klapie.
- Ale to nic ważnego na prawdę- zapewniłam go.
- Jak tak mówisz to znaczy, że to musi być coś cholernie ważnego.
Na prawdę dobrze mnie przejrzał, ale ja nie chciałam zawracać mu głowy swoimi problemami..owszem na początek właśnie po to go tu ściągnęłam, ale teraz widzę, że wcale nie potrzebnie zadzwoniłam do niego z jakimiś problemami. Dobrze bawiliśmy się kiedy w końcu o nich zapomniałam..nawet przestały się dla mnie robić ciężkie.
- Posłuchaj Justin- poprawiłam się siadając na przeciwko niego- Moje problemy są totalnie błache..- zaczęłam zmyślać, bo moja mina mówiła coś innego- Wiesz..- popatrzyłam na książkę, a potem na Justina, znowu na książkę i na Justina- Bo mi się..mi się spaliły notatki!- wykrzyknęłam szybko zadowolona ze swojego obrotu sytuacji. Gdybym ciągle mówiła "Justin to nic takiego" to Justin mówił by "Wiem, że to jest ważne" i tak cały czas...
- Co?- spytałam banalnie- Wołałaś mnie po to bo spaliły ci się notatki?- zaśmiał się.
- A co to nie jest wystarczający powód by przyjść i mnie pocieszać?- spytałam obrażona.
- Wiesz..notatki..to..- jąkał się.
- To co?- spytałam nagle. Justin popatrzył na mnie z bezradności.
- To bardzo dobry powód..- powiedział ostatecznie, a ja popatrzyłam na niego, a po chwili wybuchnęłam śmiechem.
- To urocze jak próbujesz ściemniać, żebym nie była zła- klepnęłam go po ramieniu dalej się śmiejąc.
- Wiesz, wystraszyłem się. Myślałem, że to coś..no wiesz..a ty jesteś..- wstał wymachując łapami- Słyszałaś kiedyś powiedzenie "cicha woda"?- spytał kiedy się uspokoił.
Pokiwałam głową- Kocham frazale.
- Kochasz dziwne rzeczy- stwierdził.
- Gdybym kochała dziwne rzeczy to teraz miałabym na ścianie twoje zdjęcia oprawione w serduszka- pacnęłam go po nosie, a on zaniemówił.
- Zbierałabyś mnie do zielnika zamiast liści?- spytał poruszając brwiami.
- Słuchaj- położyłam mu rękę na klatce piersiowej..niezwykle umięśnionej klatce piersiowej, aż się zdziwiłam i zawstydziłam równocześnie- Nie podzielisz mnie i zielnika, rozumiesz?
- Próbowałem to zrozumieć, ale tego chyba nie rozumie nikt- powiedział skrzywiony.
Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się przymusowo.

*Justin*
Byłem w drodze do domu. Spędziłem z Jess na prawdę miły dzień...o boże czy ja siebie słyszę?!
"Spędziłem sobie z Jess miły dzień", graliśmy w szachy, piliśmy herbatkę i śmialiśmy się z dowcipów na końcu gazety, a na koniec pokazała mi swoją cudowną kolekcje liści..
Zacząłem martwić się o swoje życie i o to co z nim robię. Jess jest bardzo..spokojna i nie lubi tego co ja i na odwrót. Ja jestem osobą spontaniczną, ona musi wszystko mieć zaplanowane, ja kocham się bawić, a dla niej zabawa to robienie notatek z chemii. Bardzo się różnimy i nie da się tego ukryć, ale już od kilku dni mam w głowie "plan doskonały", żeby trochę rozruszać Jess, w tym pomóc musi mi tylko nie kto inny jak jej przyjaciółka.
Usiadłem na pierwszej lepszej ławce i wyjąłem telefon włączając w nim internet. Chciałem wyszukać ją po znajomych Jess, ponieważ sam nie wiedziałem jak ma na nazwisko. Wiedziałem, że ma na imię Bonnie.
Szukałem, ale bez skutku, nigdzie jej nie było, a wtedy zacząłem przeglądać forum szkoły. Tam przecież musiała być.
Leciałem po klasach, nie miałem z nią żadnej lekcji, ale z tego co wiem to Zack ma z nią Biologię.
Wszedłem na grupę Biologiczną. Siódmy na liście był Zack, ale tutaj dalej nie było żadnej Bonnie! Ugh.
Na liście były tylko dwie dziewczyny, których imię zaczynało się na literę B. To była oczywiście Bridget i jakaś Brooke. Popatrzyłem na ekran, a potem wytężyłem swój rozum..
- Ale jesteś głupi- szepnąłem pod nosem. Okazało się, że nawet tego nie wiedziałem. Przyjaciółka Jess nazywa się Brooke.
Od razu wpisałem jej dane w wyszukiwanie osób na portalu i okazuje się, że wystarczyło wpisać Broo i już wyskoczyła mi na drugim miejscu.
Włączyłem kopertkę i zacząłem pisać "Hej! Jesteś przyjaciółką Jess jak się nie mylę. Wiesz długo ją znasz, a ja dopiero ją poznaję" Nie chciałem napisać prosto z mostu "twoja przyjaciółka jest nudna" Tylko chciałem to załatwić lekko.
"Wiem, że za niedługo jest mega impreza, może byś przyszła i zabrała ze sobą Jess?"
Brooke odpisała mi po kilku minutach.
"Skoro znasz Jess to wiesz, że nie lubi imprez, prawda? :("
"No wiem, że nie lubi, ale przyda ją się troszkę rozweselić, w końcu spaliły jej się notatki :("
"Haha, faktycznie to jest dramat"
Uśmiechnąłem się pod nosem.
"To jak? Wpadniecie. Impreza jest w tą sobotę o 20"
"Zobaczę co da się zrobić ;)"
Już nic nie odpisałem. Wiedziałem, że nikt nie przekona Jess do imprezy bardziej niż jej przyjaciółka..a przynajmniej tak mi się wydaje.
KILKA DNI POTEM
Cholera jasna! Jak zwykle zaspałem, a obiecałem babce od Fizyki, że poprawię test.
- Trudno-westchnąłem kładąc się z powrotem do łóżka. Może dzisiaj uda nie mi się nie pójść do szkoły.
  Niestety myliłem się i to bardzo, po 15 minutach do pokoju weszła moja mama.
- Justin!- wrzasnęła jak opętana, a ja szybko nakryłem głowę poduszką- Justin wstawaj- powiedziała łagodniej siadając obok mnie.
- Mamo daj spokój- mówiłem do poduszki.
- Wstawaj Justin, wstawaj- poklepała mnie po tyłku.
- Mamo..
- Wstawaj, robaczku mój najukochańszy, zrobiłam ci śniadanko, zaraz cię odwiozę do szkoły- głaskała mnie po głowie.
- Mamo, co ty robisz?- spytałem zdziwiony. Przecież moja mama się tak nie zachowuje.
- Budzę mojego synka- powiedziała cicho, a ja na to lekko się uśmiechnąłem.
- To fajnie i w ogóle.., ale wiesz chce mi się spać- położyłem się znowu, odwracając się tyłem do niej.
- Nie ma spania- złapała mnie za ramiona i zaczęła mną trząść- Wstawaj!
- Mamo!
- Nie mamo tylko wstawaj- nakazała mi łagodnie i wyszła z pokoju.
Nie wiedziałem co się właśnie stało, ale było to całkiem przyjemne. Moja mama odkąd zacząłem pić ciągle się na mnie darła i darła, a teraz mile mnie zaskoczyła.
Wstałem w końcu i poszedłem do toalety się trochę ogarnąć i ubrać. Nie zajęło mi to długo, ponieważ jestem szybki i nie guzdram się jak dziewczyny.
Zszedłem na dół i poczułem wspaniały zapach naleśników.
- Ale pięknie pachnie!- powiedziałem wdychając zapach. Naleśniki zawsze mnie uszczęśliwiały, ale wtedy byłem bardzo NIEuszczęśliwiony, kiedy zobaczyłem w kuchni jakąś drugą kobietę.
- Dzień dobry- powiedziała do mnie.
- Dzień dobry- odpowiedziałem zdziwiony.
- Mamo kto to jest?- spytałem jakby nigdy nic, ale mimo wszystko byłem bardzo ciekawy.
Moja mama wcale nie musiała odpowiadać mi na moje pytanie, bo kiedy zobaczyłem wszystkie te teczki, karteczki, karteluszki to od razu zdałem sobie sprawę dlaczego moja mama była dla mnie taka miła.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś..- powiedziałem zawiedziony.
- Justin musiałam- powiedziała spuszczając głowę.
Pokiwałem swoją na boki- A myślałem, że w końcu byłaś dla mnie normalną matką- prychnąłem i wyszedłem z kuchni, po chwili również wyszedłem z domu.
Moja mama była nie obliczalna, owszem, ale nie sądziłem, że jednak posunie się do tego, żeby wezwać jakąś babkę od uzależnień, która w rezultacie zabrała by mnie na odwyk. Na prawdę poczułem szczęście kiedy okazała mi rano swoją miłość, ale zrobiła to tylko po to, żebym nie był zbytnio zły, kiedy się dowiem co knuje. Myliła się bo jesteś WŚCIEKŁY!
*Jess*
- Brooke, po co zadajesz mi te wszystkie pytania?- spytałam podejrzliwie wkładając książki do szafki po zakończeniu już dwóch lekcji.
- No jak to po co? Chcę jakoś wiesz ciebie..no wiesz- kiwała zadowolona głową.
- Nie wiem- odpowiedziałam szybko patrząc na nią, a ona wywróciła oczami i westchnęła.
- Posłuchaj, chciałam to zrobić jakoś dyskretnie przez te całe dwie lekcje, ale jednak do ciebie nic nie dociera- oburzyła się- Zadam to pytanie prosto z mostu- wzięła oddech i spięła się- Co robisz w sobotę?- spytała nagle zestresowana, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- I co było to straszne pytanie? Faktycznie aż przeszły mnie ciarki- zamknęłam szafkę i dopowiedziałam ironicznie.
- Odpowiedź- nakazała blokując mi ręką przejście.
- Brooke jest dopiero czwartek, skąd mam wiedzieć co będę robić w sobotę, wszystko może się wydarzyć- powiedziałam banalnie odchodząc a Brooke poszła za mną.
- No tak zapomniałam, że ty masz tak napięty grafik- zaśmiała się wymachując łapami, a ja spiorunowałam ją wzrokiem- Sorki- dodała.
- Chodzi mi o to, że zawsze może mi coś wypaść- wytłumaczyłam. Bo prawda była taka, że co niby taka osoba jak ja może robić w weekend?
- Ale wstępnie, masz jakieś plany?- spytała.
- Wstępnie to wychodzi na to, że nie.
- To może wiesz..no wiesz- zrobiła minę głupka.
- Brooke znowu to samo?- westchnęłam- SKĄD MAM WIEDZIEĆ?
- Idziesz ze mną na imprezę w sobotę o 20:00?- spytała nagle.
- CO?!- wrzasnęłam na cały korytarz i szybko zachichotałam gdy zauważyłam, że wszyscy na mnie patrzą- Na jaką do cholery imprezę?- szepnęłam do Brooke odchodząc z nią na bok.
- No normalną, taką gdzie się tańczy i pije..
- Wiem co to impreza.
- Dawaj będzie fajnie- nakłaniała mnie.
- Zawsze mówisz, że będzie fajnie, a zawsze to źle się kończy.
- Wcale, że nie-e- chciała się wybronić.
- Dwa lata temu powiedziałaś, że będzie fajnie jak przygarniemy chomiki od twoje sąsiada, po dwóch godzinach wszystkie nam pouciekały i powłaziły we wszystkie zakamarki mojego domu i dzwoniłyśmy po ludzi, żeby ich nam szukali. Po całym tym zamieszaniu powiedziałaś, że ty i tak się dobrze bawiłaś. Tylko, że to ja musiałam za to wszystko płacić i wymieniać pogryzione kable- zmarszczyłam oczy.
- To było dawno temu- powiedziała obejmując mnie- Teraz na prawdę będzie fajnie- zapewniła mnie.
- Zastanowię się nad tym- powiedziałam jej i odeszłam, ale Brooke nie wyglądała na taką, która miała by mi dać spokój, wręcz przeciwnie, wyglądała na taką, która była by mnie w stanie porwać na tą imprezę.
- Za dużo myślisz wiesz? Weź trochę się rozluźnij.
- Rozluźniać to ja się mogę w słonej wodzie o zapachu ogórka, a nie imprezie gdzie będzie mnóstwo wymiocin- przeraziłam się na samą myśl.
- Masz to przemyśleć do następnej przerwy- nakazała mi oddalając się do swojej sali.
- Może..- powiedziałam pod nosem.
Nie wiedziała, że odwołali mi ostatnią lekcję i już mnie po swoich zajęciach nie znajdzie w szkole, ale szczerze to zastanawiałam się nad tym. Już raz byłam na imprezie i nie skończyło się to dobrze, bo przecież imprezy NIGDY nie kończą się dobrze.
Szłam korytarzem prosto na Hiszpański, ale po drodze zatrzymał mnie Oliver. Mijaliśmy się na korytarzy chyba z trzy dni. Ja postanowiłam, że pierwsza się nie odezwę, więc to chyba on zebrał się na odwagę.
- Możesz na słówko?- spytał ciągnąc mnie za ramię.
- Ała!- złapałam się za ramię kiedy mnie puścił.
- Przepraszam- powiedział zmartwiony- Wiesz dużo myślałem ostatnio..
- No i co wymyśliłeś?- spytałam banalnie.
- Że jestem strasznym chłopakiem i nie powinienem ci wtedy tak dogadać..ufam ci- uśmiechnął się do mnie.
- Wtedy zrobiłeś mi wielką awanturę, a teraz co?
- Jess- złapał mnie za dłonie- Wiesz, że jesteś dla mnie ważna. Nie chcę cię stracić przez jakieś moje fochy i sceny zazdrości.
Popatrzyłam na niego. Serce mi zmiękło od razu kiedy zobaczyłam jego minę.
- Wiesz, że mi też na tobie zależy?- spytałam go i przytuliłam go do siebie- Też cię przepraszam- mówiłam zza pleców- Ale jeszcze raz odstawisz taką scenę to inaczej pogadamy- zagroziłam mu jak się od niego odsunęłam.
- Możesz być pewna, że to się nie powtórzy- przyłożył dłoń do czoła i zachichotał. Ja przygryzłam dolną wargę i chwyciłam go za dłoń, kierując nas pod salę od J. hiszpańskiego.
   - To co dzisiaj u mnie?- upewnił się Oliver. Na lekcji umówiliśmy się, że dzisiaj przyjdę do niego bo ma dla mnie jakąś niespodziankę, aż się nie mogę doczekać, bo Oliver umie zaskakiwać.
- Okej będę na 19:00- pomachałam mu. Oliver miał dzisiaj jakieś zajęcia pozalekcyjne i musiał zostać jeszcze w szkole, za to ja miałam już wolne i szczęśliwa  pokierowałam się w stronę wyjścia. Co do tej sprawy z Bridget, to już mogłam odetchnąć, bo dali mi święty spokój. Dlatego spokojnie zeszłam sobie po schodach i wyszłam ze szkoły.
Nałożyłam słuchawki i włączyłam playlistę, na której były piosenki mojego ulubionego zespołu. Uwielbiałam sobie tak iść i słuchać tylko i wyłącznie muzyki, oglądając sobie jakieś drzewa i schylając się po liście. Dzisiaj również sobie tego nie odmówiłam.
- Ale piękny- schyliłam się po mieniący się na złoto liść- Idealny- zdjęłam jedną słuchawkę i wyjęłam z plecaka jakąkolwiek książkę by włożyć tam liść. Wyjęłam książkę od chemii.
- Niewiarygodne, że ty na serio to robisz- skomentował Justin.
- Co ty tu robisz?- spytałam przestraszona.
- Zauważyłem, że jakaś dziewczyna gada do liścia, wiedziałem,że to możesz być tylko TY- pokazał na mnie i zaśmiał się.
- HA HA HA- powiedziała ironicznie.
- Oj, nie obrażaj się- podszedł do mnie i mnie objął.
- Dziwne, że nie wstydzisz się publicznie przytulać takiej nudziary- popatrzyłam na niego.
- Dziwne, że ty nie wstydzisz się zbierać liści w miejscu publiczny- wybuchnął śmiechem, ale szybko mu się odpłaciłam. Kopnęłam go w kostkę, a co?
- Przepraszam, ale strasznie mnie denerwujesz- popatrzyłam na Justina, który trzymał się za nogę.
- Kobieto masz większą siłę, niż ja..
- NIE KOŃCZ!- wystawiłam ręce przed siebie, a Justin się zaśmiał.
- Nie to chciałem powiedzieć zboczuszku- podszedł do mnie i szepnął.
Zawstydziłam się- A dziwne, bo ty mówisz tylko o tym- zauważyłam, chociaż to nie była prawda. Justin nie mówił o tym tak często. Czasem mu się coś tam przewinęło..
- To co idziesz ze mną na kawę czy wolisz iść z liściem?- spytał rozbawiony.
- Odpowiedź jest prosta- popatrzyłam na liścia i poszłam przed siebie, zostawiając Justina w lekkim osłupieniu.
   - Jeśli chcesz, żebym traktowała cię poważnie to nie śmiej się ze mnie ciągle- wzięłam łyka kawy i zrobiłam krok do przodu.
- Przepraszam, ale muszę ci to powiedzieć. Jesteś śmieszna- zaśmiał się.
- Fajnie i w ogóle, ale wiesz..opanuj się- podniosłam głowę i popatrzyłam na niego.
- Dobrze- powiedział przesłodzenie i objął mnie.
- Ale Justin ja mówię na..
- Dobrze
- Ale posłu..
- Dobrze.
- Nie wytrzymam z tobą kiedyś- zatrzymaliśmy się na przystanku siadając na ławeczce.
- Dziwie się, że jeszcze ze mną wytrzymujesz.
- Jakoś daje radę, dzięki- uśmiechnęłam się ironicznie.
Justin przypatrywał mi się uważnie,a ja przez to poczułam się trochę zakłopotana.
- I co znalazłeś to czego szukasz?- spytałam w końcu, a Justin jakby ocknął się z głębokiego snu.
- Przepraszam..ja..- próbował się wytłumaczyć- Masz śliczne oczy.
Poczułam, że się rumienię. Nigdy mi nikt tego nie powiedział.
- Dziękuję- powiedziałam cicho.
- Wiesz, w ogóle to jesteś jakaś wyjątkowa- powiedział patrząc przed siebie- Jakby taki anioł w ciele człowieka- wziął łyka kawy- I mogę ci zaufać i czuję się przy tobie jakbym był kimś innym, wpływasz na mnie pozytywnie i błogo. Jak zioło, rozumiesz? Jedno spotkanie, a ja już czuję się jak na haju.
- Jak to ma być wyznanie miłosne to mało mnie przekonuje- powiedziałam lekko skrzywiona.
- Nie..nie, przecież jesteśmy przyjaciółmi- popatrzył na mnie i na prawdę szczerze się uśmiechnął. Ja również się uśmiechnęłam.
- Jesteś fajnym przyjacielem, wiesz?- spytałam uderzając go w ramię. Justin nic nie odpowiedział tylko przyciągnął mnie od siebie co sprawiło, że położyłam mu głowę na ramieniu.

*Justin*
Odprowadziłem Jess do domu, podobno ma jakieś ważne spotkanie ze swoim chłopakiem. Ja jako singiel oczywiście wszystko rozumiem. Byłem przekonany, że resztę dnia spędzę w domu, albo w jakimś klubie. Nie mogłem oczywiście przesadzać, bo za dwa dni idę na mega imprezę. O właśnie!
Wyjąłem telefon, bo przypomniałem sobie o tej imprezie, od razu napisałem do Brooke.
"I co? Przyjdzie?"
"Powiedziała, że się zastanowi. Także nic nie obiecuję"- odpisała po chwili.
Powiedziała, że się zastanowi, hm. Mam nadzieję, że jednak przyjdzie. Fajnie było by zobaczyć ja taką wyluzowaną i wolną, jak ptak, oczywiście pilnowałbym jej by za bardzo nie ODLECIAŁA. To się zdarza zwłaszcza początkującym imprezowiczom. Potem wszystko przychodzi łatwo, a ona mogłaby mieć szansę na rozwijanie się w tym temacie, bo przecież ma takiego przyjaciela jak ja. A kto zna się na imprezach lepiej od Justina? Nikt.
-----------------------------------
Kolejny!
Mam nadzieje, że się spodoba :)
Piszcie w komentarzach!








niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 6

*Jess*
Rano obudził mnie okropny smród..był nie do wytrzymania. Pociągnęłam nosem kilka razy.
- O NIE!- zorientowałam się co jest przyczyną. Zapomniałam,że nie możną zostawiać azotu w probówce, a ja zrobiłam tak dzień wcześniej- O nie nie nie- zerwałam się szybko zakładając rękawiczki i okulary. Musiałam usunąć obrzydliwy smród i osad azotowy z moich wszystkich notatek- Nosz kurczę- podniosłam je zrezygnowana. Z moich notatek nie zostało nic tylko zwęglony papier..załamałam się- Nienawidzę tego azotu!- krzyknęłam i wyrzuciłam probówkę do śmietnika, który musiałam szybko potem opróżnić.
- Kochanie co tam krzyczysz?- spytała zaniepokojona mama uchylając drzwi- I co tu tak śmierdzi?- skrzywiła się.
- Mój azot- powiedział smutna i opadłam na łóżko- Spalił mi moje notatki.
- A mówiłam, żebyś nie bawił się tym w domu? Mogło ci się coś stać- zaczęła swoje pouczenie..chyba tak jak każda mama.
- No tak mówiłaś, ale zapomniałam o jednym elemencie, każdemu się zdarza- zauważyłam.
- Otwórz to okno- podeszła do okna i sama je otworzyła- Musi się tu wietrzyć.
- Idę do toalety- machnęłam zrezygnowana ręką.
Nie mogłam uwierzyć w to, że moje cało roczne notatki uległy zwykłemu zwęgleniu, przez moją głupotę..myślałam, że wszystko robię dobrze i, że wszystko mi wyjdzie, tym czasem wyszło jak zwykle.
  Musiałam się jeszcze umalować i uczesać, a byłam tak roztrzęsiona, że nie umiałam tego zrobić..trudno świat się nie zawali jak raz mnie wszyscy zobaczą taką jak natura chciała.
Wyszłam z łazienki podeszłam do szafy, jeszcze raz spoglądając na notatki. Myślałam, że się zaraz popłaczę..Były dla mnie jak setka dzieci i tak po prostu je zwęgliłam..żadna matka by tego nie przeżyła.
  Wyjęłam z szafy jakiś sweter i jeansy ubrałam się w to szybko i chwyciłam plecak.
- Kochanie zjedz coś- powiedziała mama kiedy zeszłam na dół.
- Nie mam nastroju- spuściłam głowę- Zjem coś w szkole- powiedziała i pokierowałam się w stronę drzwi, tam ubrałam buty i wyszłam z domu.
***
Może byłam głupia, że przejmowałam się jakimiś spalonymi notatkami..BA dużo osób by tak pomyślało, ale to na prawdę zadało mi dużo bólu.
Weszłam do szkoły jakby nigdy nic, ale coś tego dnia różniło się bardzo od innych..ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę od razu zorientowałam się o co może chodzić. O nią. No, ale to wcale nie ja rzuciłam się na Bridget. Nawet ta suka znalazła się w gronie tych osób, ale nie odezwała się ani słowem.
- Co tam mała? Jak oko?!- naśmiewał się ze mnie jakiś chłopak. Kojarzyłam go tylko z plotek, ponoć był strasznie fałszywy i nie zdał dwa razy i jeśli mam być szczera, to było to widać.
Wiedziałam, że jak zwrócę uwagę na jego docinki to oznaczało by, że jestem podatna na złą aurę panującą w tej szkole.
- O hej Jess, mam nadzieje, że dzisiaj nikogo nie pobijesz- zaśmiał się jakiś typek..nawet go nie znałam.
Wszyscy nachylali się nade mną i śmiali się w niebo głosy, a tym czasem ja nie wiedziałam co jest w tym śmiesznego i czemu nikt nie śmieje się z Bridget, przecież ona też brała udział w tej bójce.
- No odpowiedź nam jakąś swoją historie- powiedział do mnie jeden z ludzi w tłumie naśmiewając się. Spuściłam głowę i najchętniej to chciałabym się rozpuścić, ale to nie było możliwe..
- Ja ci opowiem twoją- usłyszałam znajomy głos za swoimi plecami- Tak wkurwiłeś jednego Justina, że aż ci przyłożył w ryj- no tak..to mógł być tylko Justin. Na te słowa lekko się uśmiechnęłam.
- Ooo widzę, że masz obrońce, żałosne- szepnął do mnie wrednie jeden z chłopaków.Miałam ochotę go uderzyć, ale nie byłam w stanie tego zrobić..nie chciałam znowu się narażać.
- Żałosny to jest twój ryj- poczułam, że Justin dotyka mnie po ramieniu i mówi coś do tego chłopaka- Już koniec tego podśmiechiwania bo to nie komedia- jego głos przybrał przeraźliwy ton- Do widzenia.
- Nie ciskaj się- rzucił do niego bezczelnie ten sam chłopak.
- Co ty powiedziałeś?- od razu do niego wystrzelił, ale ja szybko go chwyciłam.
- Dobra, nic- podniósł ręce w geście obronnym. Zgrywał twardziela, ale w jego szybkim spojrzeniu mogłam dostrzec, że przestraszył się Justina.
Kiedy już wszyscy się rozeszli i zostało na prawdę mało osób, które spoglądały na nas, Justin zwrócił się do mnie.
- Wszystko w porządku?- lekko się uśmiechnął. Nie odzywałam się, uśmiechałam się tępo i patrzyłam w jego czekoladowe oczy..byłam pod wrażeniem jego gestu i byłam mu wdzięczna. Już drugi raz ratuje mi dupę- Jess..
- Co?!- ocknęłam się- A tak, tak wszystko okej- zgniatałam sobie dłonie- Dzięki jeszcze raz- uśmiechnęłam się lekko- Jak mogę ci się odwdzięczyć?- spytałam od razu. Zawsze się trzeba jakoś odwdzięczać.
- Twój uśmiech mi wystarczy mała- puścił mi oczko i zaczął się oddalać, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu..może faktycznie myliłam się co do Justina.
***
Oczywiście ten dzień nie minął miło..od rana, aż do momentu skończenia lekcji musiałam wysłuchiwać cichych śmiechów i wrednych docinek skierowanych do mnie. Brooke starała się coś im powiedzieć, ale zaczęli obrażać ją tak samo jak mnie. Na prawdę nie wiedziałam czy młodzież jest taka bezczelna czy po prostu im się nudzi..
Brooke musiała zostać dzisiaj dłużej w szkole, sama tego nie planowała, ale pani zatrzymała ją w jakiejś ważnej sprawie. Trochę mnie to zmartwiło..pod dwoma względami 1) Musiałam sama wyjść ze szkoły, dalej wysłuchując nie miłych słów 2) Martwiłam się o to, co tak ważnego pani chciała powiedzieć Brooke.
Spuściłam głowę i chciałam nie zauważona przejść przez korytarz, na szczęście wszystko poszło po mojej myśli kiedy nagle przy wejściu zauważyłam tą całą Bridget.
- Gdzie tak uciekasz kochanie?- spytała przesłodzony głosem- No i gdzie twój obrońca?
- Przestań- wysyczałam przez zęby.
- Nie- powiedziała poważnie- Nie przestanę.
- Wiesz co Bridget?- uniosłam się- Jesteś bezduszną, bezlitosną, pustą i fałszywą szmatą!- wykrzyknęłam, aż sama się przestraszyłam. Bridget i ta cała jej ekipa popatrzyli na mnie uważnie, a ja popatrzyłam na nich. Wtedy dostrzegłam, że zaczęli podśmiechiwać, ale nie ze mnie..tylko z niej.
- Zamknij się- podeszła do mnie i warknęła.
- To mnie zostaw w końcu w spokoju- warknęłam i odeszłam od niej wychodząc ze szkoły. W sumie to byłam z siebie trochę dumna, ale też zawiodłam się na swoim słownictwie..coraz częściej przeklinam.
- O hej Jess!- krzyknął do mnie jakiś chłopak- Kupiłaś już rękawice?!- zażartował i zaczął się śmiać..no tak. Ludzie przed wejściem nie wiedzieli, że umiem się bronić bo nie widzieli jak "naskoczyłam" na Bridget.
- Nie martw się, w końcu im się znudzi- przestraszyłam się kiedy znikąd pojawił się Justin.
- Nie strasz mnie tak- powiedziałam wolno z wywalonymi na zewnątrz oczami.
- Przepraszam- Justin zaczął się śmiać- Nie wiedziałem, że jesteś taka strachliwa.
Popatrzyłam na Justin, który przybrał moje tempo chodu.
- Czemu jesteś dla mnie taki miły?- spytałam nagle- Przecież równie dobrze mógłbyś być jednym z tych żartownisiów- rzuciłam. Cała jego "ekipa" miała ze mnie niezłą polewkę, a on? Ciągle mnie bronił.
- Wiesz Jess..-zaczął- Mnie to nie bawi- uśmiechnął się lekko odwracając głowę w moją stronę co sprawiło, że na mojej twarzy również zagościł uśmiech- Wydaje mi się, że to zachowanie jest żałosne.
- Wiesz..przesadziłam wtedy z tą Bridget.
- Halo Jess- uniósł się- Tylko ty ją tam biłaś? Ona przecież dała ci niezły łomot- zauważył.
- Niby racja, ale wiesz..takie akcje nie są w moim stylu- pokiwałam głową.
- Nie ważne czy są w twoim stylu czy nie- stwierdził- Jeśli cię zdenerwowała to miałaś prawo tak zareagować. Jesteś tylko człowiekiem- schował ręce do kieszeni.
- Powiedzmy, że przekonałeś mnie do swojej wersji- popatrzyłam na niego ukradkiem.
- Wiesz umiem przekonywać ludzi- westchnął dumny- Umiem też wiele innych rzeczy-nachylił się i szepnął do mojego ucha, a kiedy na niego popatrzyłam, żeby spiorunować go wzrokiem on już się ode mnie oddalał. Najpierw chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co mogła bym..Stanęłam w miejscu i patrzyłam jak odchodzi..Przeszedł ze mną z jakieś 30 metrów. W sumie jeszcze 70 i jestem w domu.

*Justin*
- Słyszałem o twoim wielkodusznym czynie- powiedział zadowolony Zack przez telefon.
- No i z czego się cieszysz?- spytałem poważnie wywalając nogi na biurko, ruszając przy tym palcami.
- Nie no z niczego. Po prostu zachowałeś się bardzo ładnie- pochwalił mnie.
- Ja nie mam pięć lat, żebyś mnie tak pochwalał Zack- zauważyłem- Może jeszcze daj mi lizaka.
- Co ty jesteś taki wredny?!- uniósł się- Nic ci nie można powiedzieć do cholery.
- Najwidoczniej nie można, nara- odsunąłem telefon od ucha i szybkim ruchem wywaliłem Zacka z linii. Może i byłem dla niego nieco wredny, ale teraz ciągle biłem się z myślami..ciągle tak bronie tą Jess.., a kiedyś to z takiej laski miałbym polewkę jak inni. Coś się ze mną dzieje niedobrego i nie do końca wiem co.

KILKA DNI POTEM

*Jess*
O mój boże! To dzisiaj, tak tak tak tak tak..
-Tak, tak, tak- skakałam ze szczęścia stoją przed blatem kuchennym.
- Już okej?- spytała Brooke opierając rękę na moim ramieniu, a ja natychmiast się otrząsnęłam.
- A tak, tak- zamrugałam szybko.
Ja i Brooke napełniliśmy już 80 balonów jagodowym kisielem, zajęło nam to cholernie dużo czasu, ale na prawdę było warto.
- Nigdy nie widziałam tak dużo pustych opakowań po kisielu- Brooke otarła sobie czoło i westchnęła.
- Mega, co nie?!- złapałam ją za ramiona i zaczęłam skakać.
- Wow, jak na osobę, która kilka dni temu dowiedziała się, że jej chłopak nie pojawi się na wyjątkowej nocy o której zawsze marzyłaś to dobrze się trzymasz- zaśmiała się.
- Wiesz tam będzie mnóstwo ludzi- powiedziała rozmarzona, ale od razu wszystko mi się przypomniało i mina mi zrzedła- Mnóstwo ludzi, którzy mnie wyśmiewają i obrażają- zmartwiłam się- Brooke nie mogę tam iść.
Brooke popatrzyła na mnie zdenerwowana- Chyba jesteś nienormalna! Po pierwsze skoro nagle nie chcesz iść to na chuj wypełniałyśmy balony kisielem, a po drugie..- uspokoiła się- Musisz im w końcu pokazać, że te wyśmiewki cię nie ruszają, rozumiesz?- złapała mnie za ramiona i popatrzyła mi w oczy.
- Ale Brooke to prawda- powiedziałam cicho- Smucą mnie..
- Weź! Ja to wiem ty to wiesz, ale nikt inny wcale nie musi- potrząsnęła mną- Jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką znam..nie możesz się poddać! Słyszysz?!
Wiedziałam, że mówi prawdę, ale ja nie byłam taka jak ona i to nas różniło..
- Jesteś super bohaterką!
- Jestem super bohaterką- od razu podniosłam głowę. Kocham słowo super bohaterka.
- Tak trzymaj!- uśmiechnęła się szeroko- A teraz całe swoje szczęście przelej w ..kisiel- pokazała na niego.
- Jasne!
***
- Już za 20 minut się wszystko zaczyna nie mogę tego przegapić rozumiesz?!- wrzeszczałam na moja przyjaciółkę, która guzdrała się jak ja kiedy chodziłam na aerobik.
- Wiesz co? Ciężko się niesie 50 balonów z kisielem!
- Mam tyle samo i jakoś idę- zauważyłam.
- Bo ty masz motywacje- stęknęła- A ja nie.
- Obie mamy motywacje! Kisiel!
   Kiedy doszłyśmy na miejsce okazało się, że jest o wiele więcej ludzi niż mi się wydawało. Poczułam się jakby były normalne lekcje, a wszyscy uczniowie byli obecni.
- Wow!- rozglądnęłam się. Szkoła była ładnie wystrojona, na stołach stało mnóstwo kisielu i ciasteczek kisielowych.
Odłożyłam karton z balonami i szybko podbiegłam do dzbanka z kisielem- Ale on ślicznie pachnie- zauważyłam.
- Co nie- odezwał się jakiś głos nad moim uchem, a ja pisnęłam z przerażenia.
- Justin?- odwróciłam się.
- A kto inny księżniczko?- oparł się o stół.
- Myślałam, że to jednak mój chłopak- powiedziałam oschle i odeszłam.
Podeszłam do Brooke i chwyciłam ją za rękę ciągnąc ją do toalety na parterze.
- Co jest?- spytała zaniepokojona.
- Chroń mnie przed tym całym Bieberem, okej?- spytałam poważnie jak wpadłyśmy do łazienki.
- Jess czy ty zwariowałaś- opadły jej ręce- Ja nie mam wpływu na niego, jak chce z tobą gadać to czemu nie?
- Czemu nie?! Bo mam chłopaka.
- Ale przecież nikt ci nie każe z nim flirtować prawda? Czy to właśnie sugerujesz?- poruszała brwiami, popatrzyłam na nią zdziwiona. Jednak zna się na kimś jak popatrzy mu w oczy..
- Ugh- stęknęłam i wyszłam z toalety rozglądając się na boki. Nikogo nie było. Weszłam na korytarz główny, a w radiu usłyszałam komunikat "Gotowi na bitwę?! Zaczynamy za 5 minut, wygra najlepszy", aż przeszły mnie ciarki, zachichotałam pod nosem i podeszłam do swojej szafki, tam chciałam odłożyć swój sweter, chociaż i tak na pewno kisiel przeleci przez dziurki i zamoknie. Trudno lepiej żeby zamókł przez dziurki.
- Hej- podszedł do mnie Justin.
- Justin..-westchnęłam- Czego ty ode mnie chcesz?
- Nie mogę się z tobą przywitać?- spytał oburzony.
- Witałeś się dzisiaj ze mną cztery razy- zaśmiałam się chowając sweter do szafki.
- Lubię się witać.
Był na prawdę uroczy, ale też BARDZO wkurzający.
- To fajnie- zamknęłam szafkę i odeszłam od niego.
   Po kilku minutach usłyszałam gwizdek oznaczał on początek wojny. Skitrałam się za kolumną obok pokoju nauczycielskiego, niestety szybko mnie tam ktoś wytropił jak się potem okazało to znowu był Justin..
Od razu skorzystałam i uderzyłam go balonem uciekając zwinnie jak sarenka.
  Naparzaliśmy się balonami jak debile, na prawdę. Kiślowe noce są po prostu wspaniałe.
Była już 1:37 a mi się nie chciało spać.
"I I I KONIEC" ten komunikat miał zakończyć całą bitwę, trwała ona z 2 godziny. Zawsze znajdowałam dobre kryjówki. Mało osób nie brało w tym udziału, a jak ktoś nie chciał albo się poddawał to nie mógł znajdować się na polu bitwy.
Podeszła do nas pani od chemii.
- No pokażcie się kto jest najmniej ubrudzony?
Nie miałam co liczyć na wygraną, byłam umoczona od stóp do głów.
- Wygląda na to, że Bridget wygrywa!- powiedziała uciesznie wręczając jej pakę kisielu i jakiś medal.
Wywróciłam oczami, przecież ona nawet nie brała udziału od początku, ale co ja po tym incydencie mam do gadania..?
- Może nie wygrałaś, ale za to ślicznie pachniesz- Justin szepnął mi do ucha, a ja się zaśmiałam.
Coraz częściej zaczął do mnie podchodzić, co sprawiło, że coraz częściej miałam ochotę z nim gadać
- Ty też całkiem nieźle- zbliżyłam do niego nos- Malinowym?- spytałam podekscytowana.
- Tak, mój ulubionym- zaznaczył. To na prawdę mnie zdziwiło, ale mimo wszystko lekko się uśmiechnęłam.
- To tak samo jak mój- powiedziałam.
- Widzisz ile mamy ze sobą wspólnego?- popatrzył mi w oczy, a ja odruchowo popatrzyłam w jego oczy. Widziałam w nich to czego wcześniej przez swoją "barierę" do niego nie byłam w stanie zobaczyć. Miał w nich taką iskrę dobroci..zupełnie tak jak nie liczni "źli" ludzie.
- No widzisz- powiedziałam zapatrzona w jego oczy.
- Może chcesz kisielu?- spytał ciągle wpatrując się we mnie.
- Jasne- pokiwałam głową nie odrywając od niego wzroku. Justin odszedł mi po kisiel, ale szybko wrócił.
- Proszę malinowy- podał mi kisiel, a ja wzięłam go dotykając jego ręki. Zastygnęłam w takiej pozycji.
- Wow- powiedziałam cicho- Masz ciepłą rękę.
- Co?- zaśmiał się, a ja szybko ją zabrałam wyrywając mu kisiel.
- Dzięki za kisiel.
- Nie ma za co- powiedział cicho.
- Co?- spytałam przysuwając się do niego, na sali grała teraz głośna muzyka w ogóle go nie słyszałam.
- Nie ma za co- powiedział trochę głośniej mimo to ja dalej nie słyszałam.
- CO?!
- Może chodźmy na dwór- zaproponował.
- Co?!
Popatrzył na mnie zrezygnowany.
- Zgrywam się- klepnęłam go w ramię- Zatem chodźmy.
   Wyszliśmy z Justinem ze szkoły, dopiero wtedy poczułam, że moje uszy odpoczywają.
- A więc..- zaczęłam- Gdzie twój przyjaciel?- spytałam siadając na murku za szkołą, a Justin usiadł obok mnie..bardzo blisko.
- Wiesz..nie wiem- zaśmiał się.
- Jak to nie wiesz?- też się zaśmiałam, patrząc na niego.
- Pewnie siedzi gdzieś w kinie ze swoją laską czy coś, wiesz on się nie bawi w kisielu.
- Aha, czyli jak my się bawimy to jesteśmy dzieciuchami?- spytałam oburzona.
- Chyba ty- zaśmiał się.
- Wiesz co?- zgrywałam obrażoną.
- Oj weź- szturchnął mnie ramieniem- Lepiej mi powiedz gdzie twój lowelas?
- Wiesz..- zaczęłam lekko zgniatając kubeczek po kisielu- On ma chorą babcię i nie mógł tu przyjechać.
- To smutne- stwierdził.
- Wiem..to już nie chodzi o to, że planowaliśmy to od dawna..wydaje mi się, że..
- Że co?- spytał ciekawy.
- Nie wiem czy mogę ci to powiedzieć..- zwątpiłam.
- Dawaj czego się boisz?- spytał.
- Wiesz nie znamy się właściwie..- stwierdziłam patrząc na niego.
- Justin- wyciągnął do mnie rękę z lekkim uśmiechem.
- Jess- uścisnęłam ją podśmiechując.
- Miło mi cię poznać Jess, jeszcze cię tu nigdy nie widziałem.
- Mi również ciebie miło poznać Justin..nie widziałeś mnie tu bo ciągle imprezuje i nie chodzę do szkoły- Justin zaczął się śmiać i popatrzył na mnie.
- Wiesz to tez mogła być moja wina, ciągle chodzę zapatrzony w swój zielnik- Kiedy to powiedział wybuchnęłam śmiechem.
- Przestań nie łażę po szkole z zielnikiem- klepnęłam go.
- Jesteś taka walnięta jakbyś ciągle chodziła z czymś zielonym.
- Nie jestem tobą kochanie- powiedziałam to impulsywnie- Znaczy..eee- zestresowałam się. Popatrzyłam na Justina, on cieszył się jak debil.
- Ty to powiedziałaś- pokazał na mnie palcem.
- Nie mów nikomu- złapałam go za rękę, ale szybko się opamiętałam.
- Nie wygaduje "sekretów" dopiero poznanych ludzi.
Uśmiechnęłam się do niego- Wiesz co..jesteś w porządku.
- Ty też niczego sobie- szturchnął mnie ramieniem- No to teraz mi w końcu powiedz, co z tym chłopakiem.
- AA- przypomniałam sobie- Wiesz chodzi o to, że tak nie było tylko z tą kiślową nocą..on tak robi ciągle. Jak umawiamy się do mnie na film od tygodnia to on nagle niby ma mnóstwo na głowie. Jak mówiłam sobie, że przyjdzie do mnie i pojedziemy do mojej cioci to nagle wykręcił się tym, że przyjeżdża do niego młodsza kuzynka, teraz z tym kiślem..a co będzie z balem?- spytałam zaniepokojona. O dziwo zaufałam Justinowi, widziałam w nim oparcie..kto wie może wykręci się z tego jakiś kumpel.
- Wiesz..-zaczął- Jeśli mam być szczery to nie przyczepiał bym się tak tego chłopaka..może serio miał coś do załatwienia.

*Justin*
- Ale tak ciągle?- spytała bezradnie. Miałem ochotę ją pocieszyć..widziałem, że kocha tego swojego chłopaka. Wydawało mi się, że mogło mi na niej zależeć, ale jako na przyjaciółce..
- Może akurat.. a jeśli się to okaże nie prawdą to przyjdź do mnie, a ja mu przetrącę łeb.
Jess popatrzyła na mnie i lekko się uśmiechnęła- Jesteś kochany- spuściła głowę.
- Hej, hej, hej- podniosłem jej głowę- Nie będziesz mi się smuciła w tak fajną noc- objął mnie ramieniem, wiedziała w jakiej to robię intencji..dlatego nie odpychała mnie, a wręcz przeciwnie wtuliła się we mnie.
- Myliłam się co do ciebie- powiedziała nagle.
- A co o mnie myślałaś?- spytałem ciekawski. Chciałem wiedzieć, co ją tak powstrzymywało.
- Różne rzeczy..- westchnęłam- One okazały się nie prawdą, a przynajmniej mam taką nadzieje- podniosła głowę i popatrzyła na mnie.
- Nie wiem jakie to rzeczy, dlatego tez mam nadzieje- uśmiechnąłem się lekko. Jess nagle mnie przytuliła od razu to odwzajemniłem..czułem, że mogę ją obronić, że ona ,mogłaby być ze mną bezpieczna..
Nie żałowałem, że poszedłem na kiślową noc. Zyskałem o wiele więcej..niż na imprezie w klubie..w końcu poznałem jakąś kumpelę i wiem, że teraz będę dbał o nią bardziej niż ona o swój zielnik.
----------------------
Hejka tutaj kolejny rozdział.
Mam nadzieje, że się podoba.
Komentujcie!



czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 5

OKOŁO TYDZIEŃ POTEM
*Jess*
To był najwspanialszy tydzień w moim życiu. Oliver wyjechał na kilka dni do rodziny i miałam trochę spokoju..jeśli o to chodzi? Dalej byłam bardzo zła za akcje z telefonem, nie powinien mi po nim szperać jak wścibski gad. W prawdzie nie miał co się o Justina bać, ale mimo wszystko, ceniłam sobie prywatność..AAA no tak, a co do Justina. Przez cały tydzień nie widziałam go w szkole, pewnie ciągle imprezował, bo nawet się do mnie nie odzywał, co oznaczało, że byłam o wiele szczęśliwsza.
- Ah Brooke- gruchałam- Normalnie nie mogę uwierzyć, teraz wejdę do domu i wezmę kąpiel z bąbelkami..albo nie!- poprawiłam się- Bez bąbelków.
- Widzę, że jesteś bardzo zadowolona- zaśmiała się wychodząc ze szkoły, a ja szłam obok niej.
- No raczej!- rozłożyłam ręce z radości- Ale niestety dziś piątek- zmartwiłam się nagle.
- Wiesz co? Dużo uczniów się cieszy, że to już koniec tygodnia- zdziwiła się.
- Ale dla mnie to oznacza więcej Olivera, ciągle będzie pisał jak jest weekend..Wiesz..kocham go, ale on mnie tak czasem denerwuje i okazuje się, że jeden tydzień to za mało- powiedziałam na jednym wydechu.
- Nie martw się- objęła mnie, a ja westchnęłam- Zawsze masz tego..całego Justina.
- CO?!- wykrzyczałam podnosząc głowę- Zwariowałaś? Ty też?!- wrzeszczałam na samo wspomnienie tekstów ludzi z lustereczko powie wszystko.
- Co ja też?- spytała zdezorientowana.
- To ty jesteś złota?!- nagle mnie olśniło.
- Jess o czym ty mówisz?
- Oj ty wiesz o czym- pogroziłam jej palcem i odbiegłam. Brooke była przyzwyczajona do tego, że czasem miałam jakieś nieopamiętane wybuchy i nic nie mogła na to poradzić. Moja mama mówiła mi dokładnie to samo, że czasem zachowuje się jakby coś mnie opętało. Taka już byłam.

*Justin*
Nie wiem co mi się stało..cały tydzień leżałem z okropnym bólem brzucha i głowy, prawie ciągle wymiotowałem i zwijałem się z bólu. Lekarz stwierdził, że czymś się zatrułem. Moja mama nawet nie chciała mu powiedzieć, że przesadzam z alkoholem, zgrywała przy lekarzu poukładaną kobietę, a jak tylko wyszedł od razu zaczęła na mnie krzyczeć..miała racje- przesadzam-, ale ja nie chce tego zmieniać..Taki już byłem.
***
- Zack ja się w ogóle nie mogę ruszać- narzekałem przez telefon.
- No właśnie słyszę jak stękasz- westchnął- A mówiłem Justin..
- Tak tak- przerwałem mu- Zmień się..no weź się zmień- wypominałem- Ale zaczaisz w końcu, że ja się nie chce zmieniać?!- uniosłem się.
- Dobra, okej w takim razie sobie zdychaj- powiedział podirytowany i się wyłączył.
Od razu poczułem odruch wymiotny i wbiegłem do łazienki w swoim pokoju, nawet nie zdążyłem dobiec do sedesu, zwróciłem z dwa metry przed nim.
   Kiedy już mniej więcej trochę zaczęły działać jakiekolwiek leki, znowu spojrzałem na chat z Jessica, nie odpisała mi..
"Hej mała żyjesz?"- ja postanowiłem szybko zareagować.
Po czterech minutach odpisała, była to długa wiadomość.
" Słuchaj przez to, że się mnie uczepiłeś jak jakich rzep jebany to mam same kłopoty, weź sobie daruj. NIE CHCE MIEĆ Z TOBĄ NIC WSPÓLNEGO. Błagam cię Justin, też jesteś człowiekiem zrozum w końcu, że ja chcę mieć spokój i budzić się zawsze pięknego dnia z myślą, że już mi dałeś spokój. Wysłuchaj mnie i najlepiej nie odpisuj."
Popatrzyłem tępo na telefon, nie wiedziałem co mam zrobić, czy ona właśnie..powiedziała "rzep jebany"?
" Jess ja przecież nie robię ci tego na złość "- napisałem zgodnie z prawdą.
" Ah tak to w jakiej intencji do mnie piszesz? PS mówiłam, że masz nie odpisywać!!"
" Jesteś interesująca. PS Gdyby ci nie zależało to ty byś nie odpisywała ;)"

*Jess*
Łapał mnie za słówka..no tak typowy facet.
Interesująca? A co to ja jestem eksponatem w muzeum czy co? Ja rozumiem gdybym była w jego stylu, to mógłby się mną zainteresować, ale tak to niby co? O NIE! A może właśnie to go interesuje? To, że jestem inna? Znowu zaczęłam się pocić i panikować.
Chwyciłam za telefon i szybko wykręciłam numer do Brooke.
- Jess? Co się stało?- spytała zdziwiona.
- Przyjdź do mnie- mówiłam zestresowana- To znowu się dzieje.
- O nie- marudziła Brooke- Znowu? Jess..
- Proszę cię!
- Dobra już idę- powiedziała szybko.
Kiedy stresowałam się błahostkami zazwyczaj po prostu robiłam coś w labolatorium, albo dziergałam, ale kiedy stresowałam się czymś poważnym to od razu dzwoniłam do Brooke, bo potrafiłam robić różne dziwne i niebezpieczne rzeczy. Dla innych wydawało by się to dziwne, ale ona była już do tego przyzwyczajona.
Nie musiałam długo czekać na moją przyjaciółkę, zjawiła się około 15 minut po moim telefonie. Szybko wparowała do mojego pokoju.
- O nie znowu bawisz się gorącym klejem?- spytała zrezygnowana.
- Nie tym razem to coś bardziej poważnego- podeszłam do niej zestresowana ze zbitą miną.
- Co się stało?- spytała na prawdę przejęta- Jak nie o klej chodzi to o co?
- O niego- rzuciłam zmartwiona i rzuciłam się twarzą na łóżko.
- O Olivera? Dalej się nie odezwał?- poczułam, że siada na moim łóżku i kładzie swoją rękę na moich plecach.
- Nie, chodzi o tego drugiego- mówiłam do poduszki.
- O Justina?!- wstała z wrażenia.
- Tak o niego- podniosłam się zrezygnowana i usiadłam na łóżku przyciągając do siebie nogi.
- Ale jak to? O co chodzi? Jak? Co?!- nie umiała się w tym połapać.
- Brooke, chodzi o to, że..
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że on ci się podoba- spoważniała.
- Nie no przestań!- pisnęłam- Fuj- dodałam- Przestań ja i on? Widzisz to?
- No nie, właśnie dlatego chciałam się upewnić.
- Chodzi o to, że..wydaje mi się, że on nie da mi spokoju...bo ja jestem ..inna niż te..no wiesz...inne- tak ciężko było mi to powiedzieć.
- Ale jak? Czyli czekaj- poprawiła się- Chcesz mi powiedzieć, że on może wkręcił się w ciebie bo nie jesteś imprezowiczką?
Brooke była bardzo kumata..tylko ona rozumiała mój bełkot.
- Napisał, że jestem interesująca- westchnęłam i schowałam nogi w kolana.
Czułam wzrok Brooke na sobie, tylko nie wiedziała czemu nic nie mówi. Podniosłam głowę i popatrzyłam na przyjaciółkę, a na jaj twarzy gościł uśmiech.
- Czemu się uśmiechasz?- spytałam poważnie przytulając się do nóg.
- Wiesz co?- zaśmiała się- A właściwie to czemu tak to przeżywamy? Co by się stało gdybyś podobała się Justinowi?
- No jak to co?!- wyprostowałam nogi i wstała z łóżka- Przecież to by było chore! Chore jak hodowanie aloesu przy świetle lampy LED!- wykrzyczałam.
- Nic totalnie nie zrozumiałam- skrzywiła się.
- To uwierz mi na słowo, że hodowanie Aloesu przy świetle lampy LED jest złe!- krzyknęłam na nią. Straciłam nad sobą kontrolę..Zawsze słowa Brooke były dla mnie jak słowa mentora, który prowadzi mnie przez życie. Jeśli ja widziałam jakiś problem ona tak samo i na odwrót.
- Słuchaj- wstała i złapała mnie za ramiona- Dziewczyno ogarnij się!- krzyknęła pozytywnie- Co ja ci mam powiedzieć? To wyjdzie z czasem- chciała mnie pocieszyć.
- Ale..
- Bez "ale", posłuchaj- wzięła głęboki oddech- Nie skreślała bym jeszcze Justina, na prawdę- uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Ale jak weszłaś to mówiłaś..ale jak..coś innego.
Zaśmiała się- Przede wszystkim popracuj nad stresem. po drugie, kiedy zobaczyłam jaka jesteś załamana zrobiło mi się ciebie szkoda..dlatego chce ci uświadomić, że to nie jest koniec świata- przytuliła mnie, ale ja nie umiałam tego odwzajemnić.
- Brooke, ja mam chłopaka..-powiedziałam jak odsunęła się od siebie.
- Ale czy jest gdzieś zapisane, że ty i Justin macie być małżeństwem i mieć trójkę dzieci?
- Fuj.
Zaśmiała się- Widzę po twoich oczach, że coś tam do niego cię ciągnie- popatrzyła na mnie. Kurczę była dobra w te oczy.
- Cooo?- przedłużyłam wysokim głosem, ale od razu odchrząknęłam.
- Sama widzisz- stwierdziła- Może byście spróbowali jakoś się dogadać co?
Popatrzyłam na nią- Wiesz co chyba ci coś przygrzało, sorki, ale nie.
- Ale..
- Powiedziałam NIE!
***
Brooke poszła do domu. W ogóle nie podzielałam jej zdania. Ja i Justin? I co niby w tym takiego? Ja nie wiem..nie wytrzymuje z nim wirtualnie, a co dopiero do cholery na żywo. Dla mnie jest on kompletnie inny, różni się bardzo co sprawia, że po prostu zraża mnie to do niego. Jest wiecznym imprezowiczem, a ja kocham naukę, to nie idzie w parze. Jedyne moja spotkanie z alkoholem to jest badanie etanolu..no i ta jedna impreza. ALE TO TYLE! na prawdę.
KILKA DNI POTEM
Kiślowa noc była już za trzy dni! Nie mogłam się doczekać.miałam tam iść z Oliverem, ale on dalej się do mnie nie odezwał, więc postanowiłam, że sama do niego zadzwonię. Zaraz.. to by oznaczało, że jestem miękka, a to nie o to przecież chodzi. Już wiem! Zadzwonię przez "przypadek".
Chwyciłam telefon i wolno go odblokowałam, weszłam w kontakty i wybrałam numer do mojego chłopaka. Po jednym sygnale rozłączyłam się.
Nie musiałam długo czekać, bo po kilku chwilach oddzwonił do mnie Oliver, specjalnie odebrałam po kilku sekundach, przecież nie mógł wiedzieć, że czekałam na telefon.
- Halo- zgrywałam obrażoną.
- Hej Kochanie!
- No hej
- Dalej jesteś zła?- spytał zmartwiony.
- No wiesz..TAK!
- Przepraszam cię- westchnął- Nie powinienem, na prawdę to już się nie powtórzy.
Nastała cisza.
- To jak robaczku wybaczysz mi?- spytał przesłodzonym głosem, a ja od razu się uśmiechnęłam pod nosem.
- Oj wiesz, że nie umiem się gniewać- przygryzłam dolną wargę.
- Ale mi ulżyło!- zaśmiał się- na prawdę.
- Ty mi lepiej powiedz, o której się spotykamy na robienie balonów- zachichotałam.
Kilka prostych zasad kiślowej nocy 1) Kupujesz balony do napełniania wodą i napełniasz je kisielem i musi być ich 100 2) Skoro nie chcesz robić tego sam to bierzesz kogoś do pomocy i również ma być ich 100 3) Jeśli nie chcesz robić balonów to musisz pomóc w szkole, przed imprezą uszykować pełne dzbany kisielu do jedzenia 4) Jeśli nie chce ci się szykować w szkole kisielu do jedzenia, to sprzątasz po zabawie.
Całą noc w szkole obrzucać się kisielem z totalnie wszystkimi. Całe te zawody to taki survival, musisz się chować tak, żeby nie dostać, każdy gra sam, nie ma sojuszy. No i oczywiście ten kto będzie najmniej uciapkany kisielem wygrywa. To jest u nas w szkole czymś w rodzaju tradycji, każdy lubi kiślową noc i zawsze jest tam dużo osób.
- A propo..-zaczął Oliver i to już nie zapowiadało się ciekawie.
- Coo?- spytałam zaniepokojona.
- Ja nie..dojadę na tą noc kiślową- powiedział cicho.
- Żartujesz?!- poderwałam się- Powiedz, że żartujesz.
- Przepraszam cię- westchną- Na prawdę chciałem tam pojechać, ale tutaj u mojej rodziny okazało się, że babcia jest chora i muszę zostać tu jeszcze 5 kolejnych dni.
- O matko- złapałam się za głowę- Ale mi głupio, przepraszam cię Oliver nie wiedziałam.
- Spokojnie- uspokoił mnie.
- W prawdzie szkoda, że nie pójdziemy tam razem, ale mam nadzieje, że babcia wyzdrowieje.
- Przepraszam jeszcze raz, muszę kończyć buziaczki mała.
- Papa.
Szkoda, że Oliver nie może iść ze mną na tą kiślową noc..byłam zmartwiona, że nie pójdę tam z nim, ale z drugiej strony musiałam być dla niego wyrozumiała, miał chorą babcię i ważne było tylko to żeby wyzdrowiała.
***
Wyszłam do parku trochę się przejść, za dużo siedziałam w domu i za dużo się przejmowałam rzeczami, które nie powinny mnie obchodzić, chciałam trochę odetchnąć, a po drodze może bym zebrała jakieś liście do mojego zielnika na biologie, podwójna korzyść.
Szłam sobie spokojnie po parku..tutaj było tyle wspaniałych liści i drzew, wszystkim robiłam zdjęcia i zbierałam co poniektóre.
- Ale ładne- szepnęłam pod nosem- No chodź tutaj- ukucnęłam przy małym żuczku- Chodź malutki.
- E Hej- usłyszałam i od razu pisnęła z przerażenia odwracając się szybko, a moim oczom ukazał się znajomy mi z widzenia chłopak.
- Znamy się?- podniosłam się do pionu zestresowana- A czekaj, to ty jesteś tym kolegą Justina, który rzucił w Brooke lodem?
- Tak to ja- podrapał się nerwowo po głowie.
- I wszystko jasne- założyłam ręce na piersiach.
- Wiesz..-zaczął- Zauważyłem cię tu i pomyślałem, że zagadam- uśmiechnął się lekko.
- To miłe- odwzajemniłam uśmiech- Ale teraz jestem trochę zajęta- skrzywiłam się lekko.
- Oj tam, ale możesz rozmawiać w między czasie- zachichotał.
- Nigdy nie gadaliśmy- zauważyłam- Co cię tak nagle naszło?- zdziwiłam się znowu kucając obok żuczka, którego już nie było w tym miejscu co wcześniej.
- No tak- ukucnął obok mnie- Ale moglibyśmy zacząć- popatrzył na mnie, a ja na niego- Zack-podał mi rękę.
- Jessica, ale możesz mówić mi Jess- uśmiechnęłam się lekko.
- Bardzo ładne imię.
- Twoje też niczego sobie- zachichotałam.
- To powiedz mi Jess..czego ty tu właściwie szukasz?- spytał zaciekawiony.
- Ja..?A no ja..zbieram liście.
- Liście?- spytał zdziwiony- A to bardzo oryginalnie- szybko skasował zdziwienie z twarzy, ale widziałam, że uważał to za co najmniej dziwne
- Tak wiem- machnęłam ręką, a on się zaśmiał- A ty mi powiedz..gdzie zgubiłeś przyjaciela? Myślałam, że imprezowicze trzymają się ciągle razem.
- Justin? A Justin..on się czymś zatruł- kiedy on powiedział to tak obojętnie, aż podskoczyło mi ciśnienie- Mówi, że nic mu nie przechodzi i, że ciągle wymiotuje- westchnął- Cały on.
- A może on potrzebuje jakiś domowych sposobów?- spytałam nagle, ale tak, żeby Zack nic nie podejrzewał.
- On potrzebuje leżeć w domu- poprawił mnie- Przegina z alkoholem, a potem nagle wielce chory- wywrócił oczami.
- Wow widzę, że martwisz się o przyjaciela- powiedziałam lekko poddenerwowana- Wiesz ja już dawno poleciałabym do swojej przyjaciółki.
- Ah..nie wiesz jaki jest Justin... a może wiesz?- spytał mnie podejrzliwie, a ja się zestresowałam- Słyszałam, że coś tam kręcicie.
- Jeny!- wstałam poddenerwowana.
- Co się stało?- spytał również wstając.
- Co wy macie wszyscy z tym Justinem?! Nic z nim nie kręcę, jasne?!- spytałam dla upewnienia i poszłam w stronę mojego domu. Tak chyba wypadało by zakończyć ten spacer..no sorry jakiś obcy typ nie będzie mi do cholery sugerował niczego..
***
- Już jestem- powiedziałam wchodząc do domu.
- Dobrze- wyszła mama z kuchni z talerzem, właśnie go przecierała- Zaraz kolacja, zejdź za 5 minut- zwróciła się do mnie kiedy zauważyła, że wchodzę do swojego pokoju.
- Okej- rzuciłam i weszłam po schodach prosto do swojej nory. Ostatecznie kiedy nie wiedziała co mam ze sobą zrobić weszłam na ten cały poradnik.
- Tak lustereczko, powiesz wszystko?- gadałam do ekranu- To mi do cholery powiedz o co chodzi tym ludziom?!- nawrzeszczałam na laptopa, a kiedy już trochę ochłonęłam i ugasiłam swój wewnętrzny ogień jakby nigdy nic zalogowałam się na poradnik.
Od razu na stronie startowej zauważyłam mnóstwo problemów. Może bym na jakiś odpowiedziała? Hm
- Szukam sobie mieszkania, mam już dość moich rodziców..- przeczytałam na głos. No i co ja mam jej niby powiedzieć?
- O- podekscytowałam się kiedy zobaczyłam problem z kategorii : Ratunku! Moja ulubiona- Od zawsze byłam imprezowiczką, często wychodziłam z domu i nie wyobrażałam sobie życia bez tego..jest tak do teraz- Ojej to brzmiało tak znajomo- Chłopcy byli dla mnie jak rękawiczki..w każdy dzień mogli być inni- czytałam dalej- Ale coś zmieniło się odkąd spotkałam spokojnego chłopaka, który jest moim przeciwieństwem, zainteresował mnie. Co mam zrobić? - skończyłam czytać i zaczęłam głęboko się zastanawiać co jej odpisać..wiedziałam, że Justin był podobny i nie dość, że mogłam się na nim wzorować to wiedziała, że mogłam poradzić jej tylko jedno.
*Justin*
Jak desperacki debil zalogowałem się jako dziewczyna na poradniku, na którym udziela się Jess, ale nie zrobiłem tego dla niej. Widziałem, że tam ludzie wypowiadając się na prawdę mądrze..może i mnie by coś doradziły, wcale nie musiały wiedzieć, że jestem chłopakiem. Dostałem powiadomienie już dziewiąta osoba mi odpowiedziała.
"Ten chłopak mógłby cię zmienić na lepsze, ale zastanów się czy aby na pewno będziesz się dobrze czuła gdy sie zmienisz..to duża zmiana i wymaga czasu"- to dopiero było mądre, przeczytałem ten komentarz trzy razy, ale kiedy popatrzyłem na nick zwaliło mnie z nóg "Zaczarowana Jessi" wczoraj Jessica dała mi profil do obczajenia i byłem pewny, że to właśnie ona doradziła mi, ale też sobie.
***
Była już 00:36 powinienem iść spać, bo właśnie dziś kończy mi się zwolnienie i to właśnie dziś już muszę iść do szkoły..nie pałałem radością na tą myśl, ale nie mogłem tego uniknąć.
Leżąc w łóżku dalej myślałem sobie o tym co napisała mi nieświadomie Jess "to duża zmiana i wymaga czasu" Ja czułem, że nie chciałem się dla niej zmieniać..nie chciałem się zmieniać dla nikogo. Niestety, ale nawet to, że jest taka inna nie sprawiło, że się zmieniłem.
RANO
Rano, tak jak rano. Wstałem, oczywiście zaspałem..no bo jakby inaczej. Na szczęście nie jestem laską i nie muszę się pindrzyć przez 40 minut. Po prostu przemyłem twarz, ułożyłem włosy i włożyłem jakąś pierwszą lepszą koszulkę z podłogi.
- Justin zjedz coś- powiedziała mama kiedy usłyszała jak schodzę ze schodów.
- Wiem mamo właśnie idę- ziewnąłem.
- Teraz musisz o wiele lepiej się odżywiać- popatrzyła na mnie- Mam nadzieje, że wiesz co mam na myśli- machała widelcem.
- Mamo daj spokój- powiedziałem cicho i wziąłem gryza bułki.
- Nie daj spokój, daj spokój tylko mowie poważnie- oburzyła się.
- Tak samo jak ja.
- Justin..
- Sorki, ale muszę już iść- odłożyłem bułkę i skierowałem się w stronę drzwi.
- Już umówiłam cię na wizytę u psychologa, który odwiedza odwyk- poinformowała mnie idąc za mną.
- CO?! Mamo zwariowałaś?!
- Justin! Powiedziałam.
Kiedy ubrałem buty popatrzyłem na nią i prychnąłem- Nie będę na nie chodził- poinformowałem ją, żeby sobie nie robiła nadziei. Otworzyłem drzwi i wychodząc trzasnąłem nimi.
Nie chciałem zranić mojej mamy, jest dla mnie bardzo ważna, ale uważam, że za bardzo wtrąca się w moje życie i na siłę chce mnie zmienić i nie czai, że ja nie mam problemu tylko po prostu dobrze wykorzystuje życie..no cholera jasna.
***
Właśnie wszedłem do szkoły, a wcale nie nie musiałem w niej być, żeby usłyszeć jak ktoś się śmieje. Kiedy wszedłem na korytarz obok szafek stało dużo osób całe kółko.
- Kręcisz to?- spytała Bridget. to była taka wredna jak cholera dziewczyna- No No, może nam opowiesz jak tam twoja kolekcja chwastów?- podskakiwała do jakiejś dziewczyny, przez ten tłum nie widziałem jaka to jest i szczerze to mnie to nie obchodziło, poszedłem do swojej szafki.
- No siema- podszedł do mnie Zack.
- O kogo to ja widzę?- schowałem książki do szafki i ją zamknąłem.
- Sorry, że ci tak powiedziałem.
- Dobra stary tylko nie płacz- zaśmiałem się i wystawiłem do niego rękę- Piona na zgodę?- Zack przybił mi piątkę.
- A gdzie twoja laska?- spytałem obojętnie.
- Stoi w tym tłumie, próbuje się dowiedzieć co się tam dzieje- Zack pokazał na to kółko.
- Też mi atrakcja- wywróciłem oczami poprawiając plecak.
- No nib..- Zackowi przerwał przeraźliwy, dziewczęcy pisk.
Niby u nas w szkole jakieś bójki to normalka, ale zawsze trzeba szybko reagować jak to są dziewczyny. Podobno udowodniono w badaniach, że bija się brutalniej niż faceci.
Podbiegłem tam i chciałem coś z tym zrobić bo oczywiście żadnego nauczyciela nie było w pobliżu jak trzeba było, ale jak sobie po cichu przekładałem  papierosy z plecaka do kieszeni to wszystko widzieli..
- Co jest?- spytałem jakiegoś faceta, który to filmował wyciągając ręce do góry. Sam nic nie widziałem.
- Bridget daje popalić jakiejś lasce- powiedział roześmiany- Tej..- szukał słowa- Jessi czy coś.
- Co?!- wrzasnąłem i od razu obiegłem całe kółko w poszukiwaniu jakiejś ławki by na niej stanąć. Znalazła się.
- Koniec tego!- krzyknąłem, ale one nie przestały się bić, za to wszystkie kamery skierowały się na mnie. Zszedłem z ławki i próbowałem przepchać się przez tych ludzi..żaden nie zareagował..debile. Co oni nie czytają wykresów z badań?! Nie widzą, że trzeba szybko reagować na kobiety?!
- Stop kurwa- szepnąłem pod nosem rozdzielając dwie wariatki- Co wy odpierdalacie?!- patrzyłem na nie na zmianę.
- Justin ona mnie zaatakowała- udawała niewiniątko i wtuliła się we mnie..Bridget to dobra aktorka. Widziałem, że Jess wywraca oczami, jedno miała podbite i leciała jej krew z wargi
- Gówno prawda to ona się do mnie przywaliła!- krzyknęła wymachując rękami.
- Jesteście takie dorosłe!?- stwierdziłem i lekko odepchnąłem od siebie Bridget- Skończcie nagrywać i lepiej je usuńcie chyba, że chcecie żeby dyro się dowiedział, że do cholery nic nie zrobiliście z faktem, że laski okładając się pięściami!- wiedziałem, że się mnie wystraszą, od razu wyłączyli telefony.
- Co się tu stało?- spytałem zwracając się do Jess, ale ona wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.
- Może ja powiem- powiedział jakiś chłopak, który stał zaraz obok mnie- Bridget przyczepiła się do Jess, która tylko stała sobie przy szafce.
- Stul dziób padalcu!- nawrzeszczała na niego Bridget, a on wyraźnie się wystraszył..był młodszy, a ona była suką..to dlatego.
- Tak było?!- spytałem tego żałosnego tłumu. Wszyscy jak jeden kurwa pokiwali głową- Fajnie się bawiliście?! Mam nadzieje, że tak bo to już koniec przedstawienia, do widzenia- pogoniłem ich.
- Ja nie mogę w to uwierzyć, bezczelna!- Bridget zarzuciła włosami i odeszła.
- Ja ją zaraz!- Jess chciała się na nią rzucić, ale przeplotłem ją przez ramie i odszedłem kawałek dalej.
- Puść mnie!- wrzeszczała, a ja zaprowadziłem ja do kańciapy i dopiero tam ja odstawiłem.
*Jess*
Justin zamknął za nami drzwi i popatrzył  na mnie.
- Czemu to zrobiłaś?- spytał- Myślałem, że jesteś inna.
- Jakim prawem muszę ci się tłumaczyć!?- spytałam poddenerwowana.
- Czy to była prawda, to co mówił ten chłopak? To ona cię zaatakowała?
- Tak, ja jej nic nie robiłam. Chowałam zielnik do szafki, a ona mnie zaatakowała.
- Zielnik?- zdziwił się- Nie ważne-pokiwał głową.
- To na prawdę nie byłam ja- mówiłam zrozpaczona- Wypuść mnie stąd.
- Najpierw muszę zaprowadzić cię do higienistki- powiedział pewny.
- Mam swoje potrzebne rzeczy i mogę to sobie sama zrobić w toalecie.
- Ja ci to opatrzę- zaproponował.
- N I E!- przeliterowałam mu- Wypuść mnie!
Justin przekręcił zamek i wypuścił mnie, a ja jak oparzona wybiegłam z kańciapy prosto do łazienki. Minęłam Brooke, która dopiero przyszła.
*Justin*
- Co jej się stało?- spytała przestraszona przyjaciółka Jess.
- Pobiła ją Bridget, a ona jej chciała oddać i powstała bójka- wyjaśniłem.
- Czekaj..mówimy o mojej Jess?- spytała z niedowierzaniem.
- Mi też ciężko w to uwierzyć.
- Dobra.. ja do niej pójdę- powiedziała szybko- Dzięki- rozpędziła się w stronę łazienki.
Ta sytuacja była tak dziwna, że aż nie wiedziałem co mam o tym myśleć.
   Po lekcjach chciałem znaleźć Jess, ale ona jakby kompletnie się rozpłynęła z tego świata. No trudno.
Poszedłem w stronę domu, po drodze oczywiście sobie zapaliłem. Coś mi mówiło, że dzisiaj jest mega balanga u Asha i musiałem na niej być..Dzisiaj to się dopiero będę bawić.
*Jess*
Po lekcjach szybko wybiegłam ze szkoły, nawet nie czekałam na Brooke. Cały dzień było mi tak wstyd..na szczęście dzięki Justinowi, ludzie nie pomyśleli, że jestem totalnym drewnem.
Chciałam wejść do domu nie zauważona, żeby nie było jakiejś jazdy, że co ja niby robiłam i te inne..na szczęście o tej porze moja mama była w pracy a siostra w szkole i zawsze odbierała ją mama po pracy. Czyli miałam około dwie godziny, żeby to jakoś wyleczyć i ewentualnie zatuszować. Jak ja tak pójdę na kiślową noc?!
***
Ta sytuacja w szkole i zachowanie Justina dalej siedziało mi w głowie..zrobił to praktycznie bardzo szybko i skutecznie. Był na prawdę bardzo ceniony wśród młodzieży.
   Niestety okazało się, że nie umiem ukrywać takich rzeczy jak podbite oko i przeciętą wargę. Mama wszystko zobaczyła, powiedziałam jej, że w oko niechcący odstrzeliło mi wieczko jak robiłam badanie i przecięta warga to, że Zacięłam siĘ jak upadłam. Nie uwierzyła mi z ta wargą.., ale na szczęście w oko już tak. Powiedziałam jej potem, że prawda jest taka, że warga to reakcja alergiczna na chemiczne roztwory. Nie ważne, że skłamałam znowu mówiąc" prawda jest taka" ale ważne, że w to już uwierzyła.
   Teraz siedziałam na łóżku. Brooke gadała ze mną w szkole, chciała ze mną dziś posiedzieć, ale ja powiedziała, że chcę pobyć sama.. Kiedy tak nie wiedziałam kompletnie co ze sobą zrobić do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Od razu chwyciłam za telefon i weszłam w chat z Justinem
"Dziękuję"- napisałam.
Po chwili Justin mi odpisał.
"Nie dziękuj, powiedz lepiej jak oko"
"Z okiem jest okej, dzięki"
"Jak dobrze to ok"
Uśmiechnęłam się pod nosem i chwilę się zastanowiłam..może nie był taki zły?
***
Była już 22:06, a ja jeszcze siedziałam nad azotem.
- Kurdę!- ciągle mi coś nie wychodziło. Denerwowałam się bo nie mogłam iść spać, kiedy miała bym świadomość, że tego nie skończyłam. Nie lubiłam tak zaczynać i nie kończyć.
Nagle ze skupienia wyrwał mnie sms.
- O jeju- złapałam się za serce. Dolałam tylko wody i zostawiłam probówkę.
- Skończyłam!- pisnęłam ze szczęścia- Teraz czekać na efekty.
Zdjęłam okulary, a potem rękawiczki, które od razy wyrzuciłam.
Odblokowałam telefon, sms był od Olivera
"Dobranoc kochanie :*"
Był taki kochany
Kiedy odpisywałam Oliverowi nagle wyświetliło mi się, że Justin coś do mnie napisał.
"Dobranoc skarbie" napisałam Oliverowi i weszłam w chat z Justinem.
"Dobranoc mała" napisał. Był uparty.
"Dobrej nocy" odpisałam tylko z grzeczności.
Poszłam się trochę ogarnąć po tej zabawie z roztworami,  czysta i pachnąca wróciłam do mojego łóżeczka, położyłam się przykrywając się kołdrą.
Sama byłam ciekawa czy nadejdzie dzień, w którym Justin się ode mnie odczepi..
-------------------
Kolejny rozdział!
Mam nadzieje, że sie bam podoba!
Zachęcam do czytania dalej!
Komentujcie!






środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział 4

*Justin*
Nie wróciłem na imprezę, mimo to, że kilka razy zastanawiałem się nad tym. Nie umiałem pogodzić się z zaistniałą sytuacja. Męczyła mnie...aż sam nie mogłem w to uwierzyć. Ta dziewczyna stała się dla mnie tak niedostępna, że zaczęło mi się to podobać. W sumie sam nie wiedziałem, czego od niej oczekuje. Niby chciałbym by była kolejną dziewczyną, która sika na mój widok, ale z drugiej strony wiedziałem, że taka nie jest i to mi zaimponowało.
Szedłem przed siebie prosto na swoją chatę. Dawny Justin, w życiu nie przepuścił by najlepszej imprezy w mieście,a nawet w całej Arizonie, ale ten Justin był jakiś dziwny i chciał iść do domu. Jak ja spojrzę wszystkim w oczy? To nie jest w moim stylu. Co ja z siebie robię? Jakiegoś pizdusia, który chcę popłakać w poduszkę..żałosne.
  Po 30 minutach byłem w domu, chciałem uniknąć zbędnych pytań rodziców skierowanych do mnie, więc wszedłem przez taras i wpadłem prosto do swojego pokoju.
I tak oto minął mi wczorajszy męczący dzień..czekałem na poranek bo nie mogłem już znieść tego wieczoru.
RANO
Chciałbym się jakoś z nią skontaktować, ale za bardzo nie miałem do niej numeru..zaraz..NAPISZĘ!
Szybko usiadłem na krześle obok mojego biurka i odpaliłem laptopa, uruchamiał się dość długo, ale warto było czekać.
  "Hej, zaimponowałaś mi wiesz?"- napisałem.
Po 7 minutach wyczekiwania w końcu napisała.
"Hej, a ty mnie wkurzyłeś, wiesz?"- Tak ciężko mi było przyznać, że miała rację..nie powinienem na nią nasikać. ZARAZ? Justin znamy się? Co robisz w moim ciele?
"No wiem, przepraszam, mogłaś się wkurzyć"
"No paczcie ktoś tu ma uczucia?"
"No weź, nie mów nikomu"
"Nie martw się o to. Nie gadam ze znajomymi o tobie pępku świata. To wszystko?"
Westchnąłem i poprawiłem się na fotelu.
"Chodzi o to, że ja jestem osobą, która nie umie pogodzić się z niektórymi faktami. To był impuls..wiem, że tego nie zrozumiesz, ale na prawdę cię za to przepraszam"- napisałem to bardzo szczerze.
"Nic się nie stało, wybaczam ci ;)"
"Czyli będzie fajnie? I w ogóle?"
"Wstrzymaj konie, nasze kontakty czyli mijanie się na korytarzu bez słowa z kiepskim kojarzeniem imienia nie ulegną zmianie."
Musiałem na to poprzestać..No wiadomo myślałem, że nasze kontakty teraz będą rozbudowane, ale jeśli tylko to była w stanie zrobić to musiałem się z tym pogodzić.
"Fajnie"
***
Każdy dzień był taki sam tylko laski były inne. Siedziałem z Zackiem na plaży, jednak on kompletnie nie był wyluzowany, a ja nie wiedziałem jak tego dokonać.
- Popatrz na tamtą- nachyliłem się i pokazałem palcem na seksowną blondynkę.
- Okej Justin- zwrócił się do mnie- Na prawdę nie będę powtarzał ci z pięć razy, że MAM DZIEWCZYNĘ!- krzyknął na mnie- Może mam ci to..nie wiem..przeliterować?- zaczął się rozkręcać,
- Ty nie masz dziewczyny ty masz jakiś problem ze sobą- stwierdziłem.
- O matko- popatrzył na mnie z bezradności- Ty na prawdę jesteś chory.
Zaraz, zaraz jak ktoś jest chory to tylko i wyłącznie on.
- Ale się z ciebie lowelas zrobił- zrobiłem minę cnotki.
- Wiesz co?- popatrzył na mnie- Idę, bo już mam cię dość- wstał i podniósł ręcznik.
- Tylko nie kręć tak dupą!- krzyknąłem za nim- Panienko- dopowiedziałem.
*Jess*
- Jak to nie pamiętasz?- spytała się mnie Brooke jak szłyśmy mostkiem na naszej plaży.
- Po prostu nie pamiętam- powiedziałam- Każdemu się zdarza- Tak tylko, że mi zapominanie o wszystkim  zdarza się tak często, że nie umie tego zliczyć.
- Słuchaj, nie da się zapomnieć czy zabezpieczaliście się czy nie- zaczęła gadać jak moja mama.
Jakoś około tydzień temu ja i Oliver zdecydowaliśmy się na swój pierwszy raz. Niestety okazało się, że oboje zapomnieliśmy czy się zabezpieczyliśmy czy nie, a teraz odczuwałam tego skutki. Teraz mój dawny nie naruszony i regularny okres spóźniał się 5 dni. Jak zwykle zaczęłam podejrzewać najgorsze.
- No cholera po prostu nie pamiętam, okej?!- wrzasnęłam na swoja przyjaciółkę, zawsze zgrywała taką odpowiedzialna i uważna, a wcale taka nie była. Popatrzyła na mnie tą swoją miną, wyglądała jak mały chomik. Nie znosiłam jak ją robi bo zawsze się na nią łapałam jak głupia i od razu robiło mi się jej szkoda.
- Sorki Brooke, ale widzisz, że jestem zestresowana to jeszcze mi dokładasz- wytłumaczyłam jej wchodząc na ciepły piasek, co od razu sprawiło, że przeszła mi złość.
- Sory mała- szturchnęła mnie ramieniem podśmiechując.
- O ty- oddałam jej szybko, ale powinnam liczyć się z tym, że jak zaczyna się z Brooke to nie kończy się to dobrze. Zaśmiała się i popchnęła mnie tak mocno, że wpadłam na jednego z chłopaków, którzy grali teraz w siatkówkę.
- Przepraszam- szybko się poprawiłam- Przepraszam na prawdę- wystawiłam ręce w jego stronę- Wszystko okej?- spytałam przejęta.
- Spoko tylko na mnie wpadłaś- popatrzył na mnie i zaśmiał się- Wyluzuj- mrugnął.
- Wiesz to był legendarny wpad- zaczęłam się śmiać z mojego nieśmiesznego żartu, który ewidentnie zraził chłopaka, bo odszedł ode mnie dalej grać, a mi zrzedła mina. Spuściłam głowę, byłam taka dziwna, że dziwiłam się, że Brooke nie odeszła.
- Ale próbowałaś- pogłaskała mnie po głowie, a ja pokiwałam głową.
- Legendarny wpad- usłyszałam jak ktoś naśmiewa się ze mnie, nie musiałam szybko zastanawiać się kto to..to Justin, którego o dziwo wtedy nie zauważyłam.
- Tak a co ci do tego?- spytałam poddenerwowana.
- Nie gotuj się tak mała, bo wykipisz- parsknął, podnosząc się z piasku.
- Słucham?- mrugnęłam szybko kilka razy..próbowałam być groźna, co okazało się porażką.
- Nie mów słucham bo cię..
- Nie kończy!- krzyknęłam z obrzydzeniem i wywróciłam oczami, a Justin tylko się zaśmiał obczepując się z piachu.
- To ten typ co rzucił mi lodem w twarz?- spytała Brooke.
- Tak to ja, miło mi cię poznać- podszedł do niej- Wiesz co wyglądasz o wiele ładniej bez loda na twarzy- zaśmiał się, a ja widziałam, że Brooke, aż nosi by mu coś zrobić, ale co ona by mu zrobiła, jak on mógł by ją zgnieść małym palcem u stopy.
- Wiesz co? Jesteś..- nosiło mnie- Jesteś..
- Powiedz to!- krzyknęła Brooke.
- Jesteś Fuj, bardzo fuj fuj! HA!- krzyknęłam mu w twarz, ale zauważyłam, że on i Brooke są zrażeni tym co powiedziałam, wiedziałam to bo sama poczułam się zrażona.
- Żartujesz sobie?- spytał mnie z miną "Jestem super fajny i twoje teksty to jakaś kpina" z jednym musiałam się zgodzić, ale na pewno nie było to o tej fajności.
- Jestem całkiem poważna.
- Tak?- spytał- Bo twoje oczy mówią coś innego- podszedł do mnie tak blisko, że prawie dotykaliśmy się nosami.
- Bez takiej bliskości- odepchnęłam jego twarz.
- Twoim zdaniem to jest blisko? Cnotka?- zaśmiał się.
- Nie- powiedziałam zakładając ręce na piersi- Za to ty wyglądasz jak debil- powiedziałam pewna siebie.
- UUU- usłyszałam buczenie mojej przyjaciółki, co dało mi satysfakcję.
- I, że to mnie niby miało urazić?- spytał z kpiną, co trochę mnie zbiło z tropu- Wiesz kochanie ile razy ja to słyszałem?
No faktycznie jest taki debilowaty, że mógł słyszeć to bardzo dużo razy..
- Nie wyszło ci skarbeńku- tyknął mnie po nosie.
- Nie mów tak do mnie i nie tykaj mnie po nosie- powiedziałam poważnie.
- Jak sobie chcesz- wzruszył ramionami- Ja spada, narka- machnął mi.
-  Nara- burknęłam.
- Ty co to za akcja, stara?- od razu jak Justin poszedł zwróciła się do mnie. Lubiła nakręcać dramy.
- Nic, przyczepił się mnie typ- wywróciłam oczami.
- Wiesz co jak co, ale niezła z niego sztuka- poruszała brwiami.
- Nie mogę uwierzyć- pokiwałam głową- Kiedy moja przyjaciółka tak zdurniała?- wywróciłam oczami.
- Czekaj, czekaj!- złapał mnie za ramiona jak chciałam już iść przed siebie- Popatrz mi w oczy- uśmiechnęła się do mnie zadziornie.
- Brooke..
- Popatrz mi w oczy- nakazała, a ja to zrobiłam. Wpatrywała się we mnie z jakąś minutę.
- Znalazłaś tego czego szukasz?- spytałam zdegustowana.
- On ci się podoba- odsunęła się ode mnie pewna siebie.
co.
- Co?!- wrzasnęłam- Zgłupiałaś- parsknęłam- On mi? Weź przestań, jak masz mówić takie rzeczy to nie mów nic- pouczyłam ją i ruszyłam przed siebie.
***
Tego dnia nic mi się nie chciało..nawet nie chciało mi się zajrzeć do mojego domowego labolatorium, a to nie zdarzało mi się nigdy w życiu. Tak jak się rzuciłam na łóżko po przyjściu z plaży tak leżałam do teraz. Ciągle zastanawiałam się nad słowami Brooke, miałam jakieś dziwne uczucie, że to co stało się dziś stało się już kiedyś..NO TAK! Kiedy zaczęłam zadawać się z Olivierem, Brooke zrobiła to samo, kazała mi spojrzeć sobie w oczy i wtedy powiedziała, że on mi się podoba..to skoro tak powiedziała tez dzisiaj to oznacza, że to..
- Prawda!- krzyknęłam na głos podnosząc się gwałtownie.
Poderwałam się z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju w tą i z powrotem.
- Spokojnie nie panikuj, to wcale nie musi być prawda- mówiłam do siebie- Przecież różnimy się od siebie i to bardzo, nigdy nie spodobał mi się ktoś taki- próbowałam się tłumaczyć- Ale z drugiej strony jakiś frazal mówi, że przeciwieństwa się przyciągają, a ja kocham Frazale! Co robić? Co robić?- panikowałam na głos, aż w końcu usiadłam na chwile- Ale moment, przecież ja mam chłopaka i go kocham- uspokoiłam się- A co jeśli ja go nie kocham?!- znowu się poderwałam z łóżka- Nie no przecież już przeżyłam z nim pierwszy raz, więc go kocham- znowu usiadłam- Ale to przecież nie świadczy o wszystkim- znowu zaczęłam panikować i brać głębokie i płytkie oddechy na zmianę.
Przysiadłam do laptopa i szybko go otworzyłam czekając, aż się odtworzy system, kiedy w końcu mój sprzęt łaskawie otworzył moją przeglądarkę szybko weszłam na jakieś forum dla młodzieży "lustereczko powie wszystko" zadawało się tam pytanie, a ludzie w nawet szybkim tempie odpowiadali, odpowiedzi były czasem na prawdę mądre, a przede wszystkim natychmiastowe.
Rozciągnęłam palce i zaczęłam pisać w polu "napisz"
"Ostatnio, przyczepił się mnie jakiś chłopak, nie lubię go i najchętniej to odesłała bym go na Wenus. Jest taki nieznośny i komplikuje mi moje życie. A mam chłopaka"
Zabrzmiałam desperacko.
" Ale boje się, że mogłabym poczuć coś..więcej? Pomóżcie mi"
Kliknęłam wyślij, już po 4 minutach odpisała mi "Złota gwiazda"- "W życiu bywa różnie raz na wozie raz pod wozem, może twój chłopak to nie ten jedyny" Wcale mi złota nie poprawiłaś humoru.
" Czasem zło zmienia się w dobro pod wpływem miłości, nie przekreślała bym tego buntownika" - napisała mi "Angelina".
Teraz to zaczęłam panikować jeszcze bardziej niż 10 minut temu. Dostawałam bardzo dużo takich odpowiedzi..one wcale mnie nie uświadamiały w tym, że nie podoba mi się Justin.
- No nie nie nie!- załamałam się. Podparłam się na dłoniach i patrzyłam zrezygnowana na te wszystkie odpowiedzi. Po chwili dostałam wiadomość w telefonie to było powiadomienie z mess.
Odblokowałam telefon i zobaczyłam, że to Justin do mnie napisała, szybko kliknęłam dymek i moim oczom ukazał się zrzut ekranu, opisu mojego problemu na "lustereczko powie wszystko"
- CO?!- wrzasnęłam rzucając telefonem i skuliłam się. Skąd on? Czemu i jak?
Wstałam jednak po ten telefon i szybko napisałam.
" No co? Po co mi to wysyłasz?"
" Nie wiedziałem, że ci się podobam ;) "
" O czym ty mówisz? " zgrywałam niewiniątko, które nie wie o co chodzi..
" O twoim poście "
" Ale to nie ja " skłamałam.
" Wiem, że to ty "
" No niby skąd? " zgrywałam oburzoną.
" Po twojej nazwie "
" Mało osób ma na imię Jessica?! "
" Dużo, ale tylko ty nazwałabyś się Jess jest the best "
Wtopa, wtopa, wtopa!!
" Uważasz, że aż taka jestem głupia ?"
Napisałam i odłożyłam telefon nerwowo wchodząc na edycje profilu na poradniku, szybko zmieniła nazwę na Jessica i kliknęłam enter, prawie odetchnęłam.
- Jak to nazwa zajęta?!- wrzasnęłam. Szybko zmieniłam ją na " Zaczarowana Jessi" Nie wiem, czemu akurat taki był w proponowanych . No..ZARAZ!
- A co jeśli on wejdzie na profil?!- nawet się nie zastanawiałam i usunęłam wszystkie pytania z poradnika, które zadawał  kiedykolwiek, czyli to jedno.
" Udowodnisz?"
" No jasne, masz link to mojego profilu, mam tam jedno pytanie" wysłałam link
O kurka! Zapomniałam, że zresetowałam konto i mam 0 pytań. Szybko odłożyłam telefon i weszłam w pole "napisz"
- Cokolwiek, cokolwiek- szeptałam.
"Jak wytresować jaszczurkę?"
Napisałam pierwsze co mi przyjdzie do głowy. I szybko kliknęłam enter.
- No i mogę odetchnąć- na prawdę odetchnęłam.
" I co wierzysz, że to nie ja? "- napisałam już spokojna.
" Powiedzmy.."
"A tak w ogóle to co ty robisz na poradniku dla dziewczyn? :D "
" No weź..co ja mogę robić na poradniku dla DZIEWCZYN? :D"
No tak, też wzięłaś Jess zadałaś pytanie. Aż tak mnie zamurowało, że nic mu nie odpisałam. Ze spokojem wylogowałam się z poradnika..Jednak on nie był wcale taki fajny, nic mi nie poradził,a wręcz przeciwnie..zaniepokoił.
***
Była już 22:00 szykowałam się do spania, bo jak poszłabym później to byłabym nie wyspana na niedziele, a tego nie chciałabym. Mam jutro zaplanowany cały dzień z Justinem...ZARAZ CO?! Jakim Justinem..nie! NIE! N I E! chodziło o Olivera. Mam cały dzień zaplanowany z Oliverem. Na samą myśl moich myśli chciałam się zapaść pod ziemie, ale mogłam tylko przykryć się kołdrą i zasnąć.
*Justin*
Było już po 22:00 szykowałam się na imprezę, bo jak poszedł bym później to nie było by miejsc w barku, a tego nie chciałbym. Mimo wszystko, że ten wieczór miał być jak każdy inny coś czyniło go krępującym..ciągle myślałem o Jess i tym jej poradniku. Powiedziałem jej, że jej wierzę, ale to nie jest prawda, ciągle mi się wydaje, że to ona jest twórcą tego posta. W sumie gdyby on okazał się prawdą to ułatwiła by mi sytuację..ostatnio też bałem się, że czuje do niej coś więcej, a gdybyśmy oboje to sobie powiedzieli to może by nam przeszło i było by jak dawniej.
***
Cała ta impreza to była jakaś klapa, organizatorka zrzygała się na mikser DJ-a i przestał działać..Potem obwiniała go za to, że impreza jest do dupy. Jednak były plusy tego, że tu jestem. Zaliczyłem piękną Cheerleaderkę z naszej szkoły. Była tak gorąca, że aż zagotowałem się od samego patrzenia.
Chciała, żebym jeszcze do niej zadzwonił, ale mała chyba się tego nie doczeka..chyba, że ..Nie nie nie, mam zasadę -nigdy laski na dwa paski- Nie mogłem jej złamać.
RANO
Jakoś dopełznąłem do domu po tej imprezie. Moja mama jak zwykle zadawała mnóstwo pytań "tak cię wychowaliśmy?" " Co cię tak zmieniło?" " Czy jestem czemuś winna? ", a tym czasem ojciec tylko spytał czy wydałem całą kasę. No tak jednak kobiety i mężczyźni bardzo się różnią pod tym względem.
- Jesteś tak pijany!- wrzeszczała matka.
- Nie krzycz tak- skrzywiłem się- Nie krzycz- usiadłem na schodach.
- Idź na górę spać!- wrzasnęła mi złośliwie prosto do ucha.
- Okej, okej- uniosłem ręce w geście obronnym- Idę- szedłem wolno trzymając się barierki. Kiedy doczłapałem się do pokoju to tak jak stoję rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.
*Jess*
Wstałam punkt 8:30 bo na tą godzinę miałam nastawiony budzik, od razu chwyciłam telefon i wykręciłam numer do swojego chłopaka. Mimo tej wczorajszej spiny na poradniku, widziałam, że kocham Olivera.
- Dzień dobry- powiedziałam radośnie.
- Dzień dobry kochanie- powiedział do mnie ciepło.
- Wyspałeś się?
- Jak nigdy, a ty?
- A ja tak samo- zaśmiałam się.
- To co o, której się widzimy?- spytał mnie.
- O której chcesz- powiedziałam przesłodzenie.
- Może 12?- spytał.
- Co tak późno?- spytałam zdziwiona.
- Masz racje, to może 11?
- Okej już lepiej- uśmiechnęłam się pod nosem- To do zobaczenia, kocham cię.
- Ja ciebie też.
Odsunęłam telefon od ucha bardzo zadowolona. Nie mogłam doczekać się na dzień tylko z moim misiem.
***
Szykowałam się tak szybko jak mogłam, na pewno Oliver po mnie przyjdzie, a już jest 10:50, a on jest bardzo punktualny.
Stresowałam się coraz bardziej i bardziej, kiedy widziałam jak szybko płyną minuty. Nakładałam właśnie podkład mojej własnej produkcji, zrobiłam go 3 dni temu w moim labolatorium i byłam z niego bardzo, ale to bardzo dumna.
- A po co się tak malujesz?- nagle jakby znikąd w drzwiach mojej łazienki stanęła uczesana w dwa kucyki i pomarańczowej sukience Kimi, lekko uśmiechnęła się w moja stronę.
- Ojeju, ale mnie wystraszyłaś- zrobiłam wielkie oczy, a Kimi zachichotała- Chce ładnie wyglądać- odpowiedziałam jej, dalej nakładając podkład.
- Przecież, jesteś śliczna bez tego płynu na twarzy- powiedziała cicho swoim słodkim głosikiem.
Rozczuliłam się- Jesteś urocza- popatrzyłam na nią ciepło i podeszłam do niej szybko przytulając ją, tym samym wychodząc łazienki..
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
- O nie!
- Co się stało?- spytała przestraszona Kimi.
- Nic nic- odpowiedziałam pośpiesznie, poprawiając włosy.
- Przyszedł chłopak?- popatrzyła na mnie, a ja na nią.
- A skąd wiesz?- ukucnęłam obok.
- Zawsze się tak stroisz dla niego- powiedziała cicho, a ja lekko się uśmiechnęłam. Miała racje.
- Dobra, dobra- poklepałam ją po pleckach- Leć się bawić w swoim pokoju.
Kimi wybiegła śmiejąc się z pokoju, a ja dalej poprawiałam włosy uśmiechając się do swojego odbicia.
- Jess, przyszedł Oliver!- krzyknęła moja mama.
- Już idę!- odkrzyknęłam i szybko rozglądnęłam się po pokoju czy wzięłam wszystko co mogłoby mi się przydać.
Zamknęłam swój pokój i zeszłam na dół.
- WoW- popatrzył na mnie Oliver i uśmiechnął się lekko oczarowany- Wyglądasz ślicznie.
- Przestań- zachichotałam- Bo czuje się jakbyśmy szli na bal.
No właśnie "bal" żyłam nim praktycznie od tamtego roku. Miał się odbyć za 8 miesięcy z Oliverem czasem sobie coś tam planujemy, ale oboje doszliśmy do wniosku, że to mnóstwo czasu..chociaż pewnie i tak będziemy robić wszystko na ostatnią chwilę..
- Idziemy?- spytał wpatrzony we mnie.
- Tak- uśmiechnęłam się i czekałam aż chwyci mnie za rękę.
- Kiedy będziesz w domu?- spytała mnie mama.
- Nie wiem, będę dzwonić- zakomunikowałam i wyszliśmy z domu.
***
- A pamiętasz jak w tamtym roku jedliśmy razem frytki- zaśmiał się Oliver.
- Tak- zaśmiałam się razem z nim- Na ogół nie jem frytek, ale to była wyjątkowa chwila, bo..
- Bo poprosiłem cie o chodzenie- dokończył.
- Z ust mi o wyjąłeś- pocałował mnie.
- To było po kiślowej nocy?- spytał.
- Tak- zaśmiałam się znowu.
U nas w szkole zawsze w jeden dzień w roku jest organizowana tak zwana "kiślowa noc". Tej nocy najzwyczajniej w świecie obrzucamy się kiślem na terenie szkoły. Taki dzień w tym roku właśnie miał odbyć się za 13 dni.
- W tym roku też idziemy razem na kiślową noc, co nie?- spytał mnie dla upewnienia.
- No pewnie- szybko złapałam go za rękę.
Kochałam chodzić z Oliverem na kiślowe noce..w sumie to razem byliśmy tylko na jednej, ale już to kochałam. Wtedy cała szkoła jednej nocy była cała uciapkana w kiślu, to było na prawdę fajne.
***
Nasze spotkanie z Oliverem na prawdę mogłoby trwać wieki, ale niestety on musiał wyprowadzić psy..opiekował się nimi i też dorabiał sobie.
- To cześć- powiedziałam, a on pocałował mnie na pożegnanie.
- Czekaj!- jakby olśniło go- Może wyprowadzisz je ze mną?- spytał.
- A czemu nie?!- ucieszyłam się i złapałam go za rękę. A tak serio to czekałam aż o to zapyta, bo sama nie chciałam się narzucać.
*Justin*
Obudziłem się o 13:37, o matko no ładnie sobie pospałem.
Chwyciłem za telefon zauważyłem, że mam dwa nieodebrane połączenia od Zacka, widać, że ktoś tu w końcu zmężniał.
Wybrałem numer do niego i zaspany przyłożyłem telefon do ucha. Po 3 sygnałach odezwał się.
- Halo?- powiedział głośno.
- Halo Zack, nie krzycz tak- ledwo co mówiłem.
- No ładnie się schlałeś- powiedział.
- Skąd wiesz jak cie tam nie było- zdziwiłem się.
- A właśnie, że byłem- zakomunikował.
- Czemu nic nie mówiłeś do cholery?!- wkurzyłem się, zawsze razem imprezowaliśmy, a teraz on był na jednej imprezie ze mną, a nawet nie podszedł.
- Byłeś zajęty..- odkaszlnął.
- A no tak..
- Idziesz na mecz może?- spytał nagle zmieniając temat.
- Co ty, dzisiaj na stówę nie..tak mi łeb pęka.
- No tak..okej to to wytrzeźwiej- powiedział i rozłączył się, a ja odłożyłem telefon. Najchętniej to bym poszedł dalej spać, ale to by była przesada, już mógłbym wstawać.
   Po 10 minutach w końcu wywlekłem się łóżka i pierwsze co to ponownie chwyciłem telefon wchodząc na chat, zauważyłem, że słodka mi nie odpisała, więc sam napisałem "Co tam mała tak cicho u ciebie? :*"
*Jess*
Poszłam zamówić nam jakieś koktajle, a Oliver czekał z psami przed lodziarnią. Dałam mu torebkę do potrzymania, bo tutaj jest tak mało miejsca, że nie znalazło by siś dla nas dwojga i zostawiłam torebunie z moim chłopakiem.
- Poproszę dwa koktajle bananowe- uśmiechnęłam się ciepło do sprzedawczyni, ale ona tego nie odwzajemniła.
- Skończyły się bananowe- powiedziała obojętnie nawet na mnie nie patrząc.
- A truskawkowe?
- Też wyszły.
- Zaraz ja wyjdę- szepnęłam pod nosem- A jakie są zatem?- poprawiłam się.
- Jagodowe- rzuciła.
- To proszę dwa jagodowe- powiedziałam podając jej pieniądze, a ona praktycznie wyrwała mi je z rąk..wredna baba.
- Masz resztę- podała mi ją- Zaraz ci je dam- poszła je przyrządzić, a ja czekałam, czasem spoglądałam na Olivera robił coś w swoim telefonie.
- Masz- podała mi dwa koktajle.
- O dziękuję- uśmiechnęłam się.
Szłam zadowolona w stronę mojego chłopaka, jednak kiedy podeszłam bliżej to już przez szybę mogłam zauważyć, że nie bawi się swoim telefonem tylko moim i wcale się z tym nie kryje.
- Co ty robisz?!- naskoczyłam na niego wychodząc z lodziarni.
- To ja tu powinienem zadawać pytania- zwrócił się do mnie i pokazał mi telefon- Co to jest?- moim oczom ukazała się konwersacja z Justinem..kurczę trochę kiepsko, że Oliver to zobaczył, ale to jednak jest moja prywatna sprawa.
- Jakim prawem czytasz moje wiadomości?- spytałam oburzona.
- Jesteś moją dziewczyną- wytłumaczył i myślał, że to tyle. Bo jestem jego dziewczyną, i to ma być wyjaśnienie?
- To cię nie usprawiedliwia!- krzyknęłam- Wiesz co?- wsadziłam mu koktajl w rękę, a z drugiej wyrwałam mu mój telefon- Tak się nie będziemy bawić- wzięłam od niego moja torebkę i odeszłam.
- Czekaj!- krzyknął za mną- Jessica!- wiem, jednak, że ciężko goni się dziewczynę z pięcioma psami..trudno to jest jego sprawa. Nikt, ale to nikt nie będzie mnie sprawdzał i nawet jak piszę z Justinem i nawet jak napisał mi takie coś to to wcale nie usprawiedliwia Olivera i nie daje mu przepustki do czytania tego. Ja go jeszcze na pewno ustawię..
--------------------------
A oto kolejny!
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Piszcie w komentarzach! :)